poniedziałek, 21 maja 2012

006.

"Mówienie prawdy jest bolesne. Lecz być zmuszonym do kłamstwa, jest czymś o wiele gorszym."
- Oscar Wilde

Louis.
Wróciłem do domu przemoczony od stup do głów kroplami Londyńskiego deszczu. W przedpokoju zrzuciłem z siebie kurtkę zauważając dobrze znane mi obuwie. Wysokie czarne szpilki, z pewnością nie należące do mojej mamy mocno kontrastowały z białym płaszczem wiszącym na wieszaku. Przyjechała. Ściągnąłem trampki i szybkim krokiem ruszyłem w stronę salonu z którego dobiegał dość słodki dziewczęcy głos. Siedziała tam. Ubrana w niebieskie jeansy i biały top wyglądała jak anioł uśmiechając się do mojej rodzicielki. Gdy zauważyła mnie, stojącego w progu szybko odłożyła filiżankę kawy której aromat roznosił się po całym mieszkaniu i rzuciła mi się na szyję czule całując na powitanie. Brakowało mi tych ust. Tego malinowego posmaku. Przeczesałem dłonią jej włosy wlepiając wzrok w jej tęczówki. Nagle dziewczyna spochmurniała i odsunęła się ode mnie na odległość metra, dłonie przesuwając na wysokość mojego pasa.
- Coś się stało? - Spytałem zaniepokojony. Rzadko do tej pory wyglądała na tak zdołowaną.
- Muszę.. - Zaczęła, po czym schowała twarz w dłoniach wydając ciche szlochy. Objąłem ją przysuwając najbliżej siebie jak się dało. - Muszę wyjechać. - Szepnęła. Otworzyłem oczy lekko puszczając uścisk.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok ukazując zaczerwienione oczy.
- Zrobiłem coś?
- Nie! - Krzyknęła wtulając się w mój tors. - Potrzebuje chwili spokoju.. to miasto mnie przytłacza.
- Pojedziemy razem, wynajmiemy gdzieś domek, pooddychamy świeżym powietrzem..
- Louis.. - Mruknęła. Wtedy zrozumiałem, że nie chce odpocząć jedynie od miasta. Chce odpocząć także ode mnie. Puściłem ją i zrobiłem dwa kroki do tyłu. - Przepra..
- Wszystko gra. - Uśmiechnąłem się wyjątkowo sztucznie i wsunąłem dłonie do kieszeni.
- Jesteś zły. Wrócę to tylko dwa tygodnie. - Powiedziała spokojnym tonem, a ja pokręciłem z niedowierzaniem głową. Ja poświęcam dla niej wszystko co mam najcenniejsze, a ona od razu zostawia mnie samego na całe dwa tygodnie. No tak, to przecież tylko chwila czasu. Widząc moją minę wspięła się na palce całując mnie w usta, gdy tego nie odwzajemniłem założyła na siebie płaszcz i wyszła machając jak gdyby nigdy nic.
- Cudowna dziewczyna. - Uśmiechnęła się do mnie rodzicielka wciskając w dłonie kubek gorącej jeszcze kawy. Odłożyłem go na kredens przytulając do niej. Potrzebowałem tego ciepła którym otaczała mnie za każdym razem gdy miałem jakikolwiek problem, potrzebowałem tego bo to jedyne co mi teraz zostało.
- Coś się stało Lou? - Spytała głaszcząc dłonią moje wciąż pomoczone włosy. Pokręciłem przecząco głową i łapałem za kubek ruszając schodami na górę. Już jutro wyjeżdżają, nawet oni. Położyłem się na łóżko wlepiając wzrok w sufit, po czym usłyszałem dość niecodzienną nowinę puszczoną we włączonym w kuchni radiu. "Niall Horan i Liam Payne w namiętnym uścisku. Louis Tomlinson odchodzi z zespołu. Czy to koniec One Direction?" Nie dowierzając jeszcze chwilę wpatrywałem się w przestrzeń, po czym najszybciej jak mogłem znalazłem się w samochodzie, już po pięciu minutach będąc w drodze do Londynu. Gdy tylko znalazłem się na przepełnionym przez dziennikarzy parkingu, zauważ chodzących po schodach chłopców. Idą się wytłumaczyć, a sądząc po minie Horana mają ochotę powiedzieć prawdę. To dopiero zniszczy One Direction. "Myśl Louis!" Powiedziałem do siebie. Głośno odkaszlnąłem skupiając na sobie całą uwagę. Wziąłem głęboki oddech i pomachałem do nich ręką dając znak, że mam coś do powiedzenia. Gdy znaleźli się bliżej, a ja zauważyłem zdezorientowany wzrok Zayn'a zrozumiałem, że nie mam już innego wyjścia.
- Należą się wam wyjaśnienia.. - Zacząłem niepewnie. - Jak wiecie, cały nasz zespół już niejednokrotnie angażował się w różne fundacje, czy inne pomysły związane z pomocą poszkodowanym, odrzuconym.. z pomocą każdemu. Dlatego też, jednogłośnie zdecydowaliśmy sami stworzyć coś na wzór kampanii. Postanowiliśmy nagrać dość niecodzienny teledysk, w którym to nie wybrane przez nas osoby tylko właśnie my będziemy odgrywać ludzi z różnymi problemami. Pierwsze zdjęcia dotyczyć miały związków homoseksualnych. Zgaduje, że nie omija was fakt jak bardzo są dyskryminowane. Niall po długim naleganiu zdecydował się odegrać taką rolę wraz z Liam'em, który obawiał się takiej reakcji. Może jednak była to zbyt pochopna decyzja jednak wciąż mamy zamiar nagrać ten teledysk, lecz przez całą związaną z tym aferę opóźni się no do powrotu z trasy koncertowej. - Powiedziałem najspokojniej jak potrafiłem przyglądając się reakcją reporterów, widocznie zaskoczonych takim przebiegiem wydarzeń.
- Co z twoim odejściem z zespołu? - Zapytał jeden.
- Była to kolejna zbyt pochopna decyzja. W niektórych sytuacjach człowiek nie panuje nad tym co mówi. Jednak pod żadnym pozorem nie mam zamiaru opuszczać moich najlepszych przyjaciół, tym bardziej przed tak wielkim wydarzeniem jak trasa koncertowa. - Uśmiechnąłem się, po czym przecisnąłem przez ludzi ruszając w stronę stojących pod budynkiem członków One Direction, gdy podszedłem weszli do środka prawdopodobnie mając ochotę na rozmowę.
- Po co to zrobiłeś? - Spytał Liam.
- Pytasz po co uratował nam tyłek? - Wyskoczył Harry.
- Liam ma racje, Louis jesteś ostatnią osobą od której potrzebujemy pomocy. - Stwierdził Zayn siadając na czerwonej kanapie w holu.
- Nie mówcie tak! - Wrzasnął Niall. - To też jest do cholery nasz przyjaciel, nie możecie go tak traktować.
- Bo co? - Stanął przed blondynem jego chłopak wyjątkowo niezadowolony reakcją ukochanego.
- Bo znamy się już tyle czasu, że nie pozwolę wam tego zniszczyć. Zrozumiano? - Warknął jak nigdy Niall podnosząc nieznacznie głowę ku górze by spokojnie móc spojrzeć mu w oczy. - Masz się z nim pogodzić.
- Jeszcze tego brakowało. - Parsknął śmiechem Liam. - Nie będziesz mi rozkazywać, nie masz prawa. - Rzucił, po czym pokręcił głową jakby miał dość i zniknął w drzwiach windy. Wszyscy wlepili wzrok w jego plecy, lecz gdy zniknął wszystkie różnokolorowe tęczówki zostały skierowane w moją stronę.
- Może powinienem już iść.. - Mruknąłem pod nosem.
- Powinieneś. - Rzucił Zayn. - Przychodzisz od tak niby nigdy nic, Louis! Tak jakby nic się nie stało, jakbyś dalej chciał z nami grać mimo tego, że Liam chciał wycofać się z trasy, jeśli w ogóle nie myślał o odejściu z zespołu. Zależało mu na One Direction, wszystkim zależało, a ty od tak postanowiłeś nas zostawić..
- Alison jest w ciąży, zostawić ją na tak długi okres czasu..
- Lou ona tobą pomiata rozumiesz! Wykorzystuje cię, a przy okazji nam zabiera najlepszego przyjaciela, czy ty uważasz to za normalne? Ona tobą pomiata a tym wciąż za nią biegasz. Nie zdziwiłbym się z resztą jeśli cała ciąża byłaby tylko zwykły wymysł jej jakże bujnej wyobraźni.
- To moja narzeczona, nie pozwalaj sobie. - Warknąłem przez zaciśnięte zęby. - Alison może i nie jest idealna, ale moja. I to właśnie ją kocham więc kto do jasnej cholery dał wam możliwość osądzania jej? To JA jestem waszym przyjacielem, JA nie ona więc..
- Byłeś. - Poprawił mnie brązowooki podnosząc się z miejsca. - Byłeś naszym przyjacielem Lou. W sumie dobrze, że się pojawiłeś. Postanowiliśmy, że to już koniec z zespołem..
- Co? - Stanąłem jak wryty nie wierząc własnym uszom. - To, że ja się wycofuje nie znaczy, że mam niszczyć wasze marzenia doszczętnie.
- Już je zniszczyłeś, Louis. - Wtrącił się Harry spoglądając na mnie czerwonymi od płaczu oczami. Nie tylko dla niego ta cała sytuacja nie była łatwa. Niall schował się w fotelu mrucząc coś pod nosem, Zayn zaczął nerwowo chodzić obok mnie, a lokaty.. No właśnie, lokaty patrzył się na mnie tak, że każda część mojego serca powoli rozrywała się na kawałeczki, jakby każde wspólne wspomnienie powoli nabierało odcieni szarości zmywając się z mojego umysłu. - One Direction było naszym przedsięwzięciem. Moim, Liam'a, Zayn'a, Niall'a i twoim. Dlatego gdy ty postanowiłeś odebrać swoją część, my zauważyliśmy, że bez ciebie nie ma zespołu, ale to nie ma znaczenia, idź do domu nie masz po co tu być. - Dodał po czym wraz z resztą chłopców wrócili do pokoi, a ja stałem tam jeszcze chwilę w uszach wciąż mając echo słów najlepszego przyjaciela "nie masz po co tu być." Może i miał rację, tylko i wyłącznie zabierałem im ich czas, ich ostatnie wspólne godziny które spędzą z przyjaciółmi. Później się rozstaną. Wsuną tak jak ja na miejsca kierowców i ruszą w swoją stronę zostawiając te piękne chwile za plecami.Gdy nie mogłem dodzwonić się do narzeczonej wysłałem sms oznajmiając o rozpadzie zespołu i braku chęci do życia, po czym zadzwoniłem do  Ann. Dobrze wiem jak Niall opisywał mi jej uczucia jednak teraz jest jedyną osobą na którą mogę liczyć. Jedyną która pojawi się gdy będę jej potrzebował.
- Słucham panie Tommo? - Zaśmiała się do słuchawki.
- Mogłabyś mi poświęcić chwilę? - Spytałem dość nieśmiało, dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, że jestem idiotą i to przecież oczywiste, że kiedy tylko mam powód mam do niej wpadać dlatego nie tracąc czasu wysiadłem i z powrotem ruszyłem do budynku kierując się na odpowiednie piętro. Gdy się na nim znalazłem spokojnie idąc wzdłuż korytarza usłyszałem szepty.
- Marly, skarbie...- Powiedziała dość wyraźnie lekko ochrypłym głosem Ann, w tle słychać się dało płacz drugiej dziewczyny.
- Nie potrafię, rozumiesz? Nie potrafię mu się narzucać, nie jestem taka! To zniszczy mu życie, nie mogę zniszczyć mu życia, nie zasłużył na to..
- Dziecko może to życie conajwy..- Urwała zauważając mnie w drzwiach. Otworzyła oczy szerzej, po czym podniosła się z miejsca widząc, że kieruję się w stronę mieszkania reszty directionerowców. - Louis! - Wrzasnęła jednak się nie zatrzymałem. Bez pukania wpadłem do środka zastając Zayn'a pijącego kawę. Posłał mi dość nieprzyjemne spojrzenie.
- Jesteś gorszy niż mogłem się spodziewać.. W ogóle nie spodziewałem się, że ktokolwiek może tak się zachować! - Krzyknąłem.
- Najpierw wytłumacz o co chodzi, później mnie oskarżaj.. - Odpowiedział. Dziewczyny w tym czasie wbiegły do pokoju. Ann złapała mnie za rękę prawdopodobnie chcąc wyprowadzić.
- Zostawiłeś ją z dzieckiem, po czym wmówiłeś nam, że to jej wina.. - Zawiesiłem głos słysząc jak kubek z kawą odbija się od podłogi. Ciemnowłosy przetarł oczy kierując wzrok na Marly. - Widz..
- Zamknij się! - Warknął. - To prawda? - Spytał tym razem dużo przyjemniejszym tonem.


__
dawno, dawno, dawno nie było rozdziału,
ale w końcu się pojawił. prawdopodobnie będzie
to 10 partowiec.