poniedziałek, 6 lipca 2015

zapraszam?

blog na opowiadanie już gotowy, odliczanie czas zacząć, ale moment 
w którym zacznę zależy tylko i wyłącznie od was, tak własnie
powierzam tą decyzję w wasze dłonie, zaskoczeni?

oficjalnie, pierwszy rozdział pod tytułem "tough luck" opowiadania 
o nazwie "blood everywhere" powinien pojawić się TUTAJ dokładnie 
za dwa tygodnie, czyli w poniedziałek 20 lipca. 

ale.. jeśli będziecie zainteresowani, a już coś tam się w zakładkach 
znajduje, dajcie znać, albo w zapytaniach na tamtym blogu, albo tutaj 
i skuszę się dodać go tydzień wcześniej. 

tematyki zdradzać nie będę, ale wiele.. jak nie za wiele zdradzą 
wam właśnie te zakładki dzięki którym chciałam wam choć trochę 
rozjaśnić sytuację.. tak czy inaczej, sprawdźcie
i dajcie znać, czekam z niecierpliwiona na wasze reakcje.

blood everywhere - 20.07.2015

sobota, 20 czerwca 2015

to ważne. 
czy ktoś jeszcze o mnie pamięta?
czy ktoś jeszcze byłby zainteresowany?
małym powrotem..
małym dużym powrotem bez wysadu
bo wszystko jest już napisane.
dajcie znać czy tu jesteście.

poniedziałek, 21 maja 2012

006.

"Mówienie prawdy jest bolesne. Lecz być zmuszonym do kłamstwa, jest czymś o wiele gorszym."
- Oscar Wilde

Louis.
Wróciłem do domu przemoczony od stup do głów kroplami Londyńskiego deszczu. W przedpokoju zrzuciłem z siebie kurtkę zauważając dobrze znane mi obuwie. Wysokie czarne szpilki, z pewnością nie należące do mojej mamy mocno kontrastowały z białym płaszczem wiszącym na wieszaku. Przyjechała. Ściągnąłem trampki i szybkim krokiem ruszyłem w stronę salonu z którego dobiegał dość słodki dziewczęcy głos. Siedziała tam. Ubrana w niebieskie jeansy i biały top wyglądała jak anioł uśmiechając się do mojej rodzicielki. Gdy zauważyła mnie, stojącego w progu szybko odłożyła filiżankę kawy której aromat roznosił się po całym mieszkaniu i rzuciła mi się na szyję czule całując na powitanie. Brakowało mi tych ust. Tego malinowego posmaku. Przeczesałem dłonią jej włosy wlepiając wzrok w jej tęczówki. Nagle dziewczyna spochmurniała i odsunęła się ode mnie na odległość metra, dłonie przesuwając na wysokość mojego pasa.
- Coś się stało? - Spytałem zaniepokojony. Rzadko do tej pory wyglądała na tak zdołowaną.
- Muszę.. - Zaczęła, po czym schowała twarz w dłoniach wydając ciche szlochy. Objąłem ją przysuwając najbliżej siebie jak się dało. - Muszę wyjechać. - Szepnęła. Otworzyłem oczy lekko puszczając uścisk.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok ukazując zaczerwienione oczy.
- Zrobiłem coś?
- Nie! - Krzyknęła wtulając się w mój tors. - Potrzebuje chwili spokoju.. to miasto mnie przytłacza.
- Pojedziemy razem, wynajmiemy gdzieś domek, pooddychamy świeżym powietrzem..
- Louis.. - Mruknęła. Wtedy zrozumiałem, że nie chce odpocząć jedynie od miasta. Chce odpocząć także ode mnie. Puściłem ją i zrobiłem dwa kroki do tyłu. - Przepra..
- Wszystko gra. - Uśmiechnąłem się wyjątkowo sztucznie i wsunąłem dłonie do kieszeni.
- Jesteś zły. Wrócę to tylko dwa tygodnie. - Powiedziała spokojnym tonem, a ja pokręciłem z niedowierzaniem głową. Ja poświęcam dla niej wszystko co mam najcenniejsze, a ona od razu zostawia mnie samego na całe dwa tygodnie. No tak, to przecież tylko chwila czasu. Widząc moją minę wspięła się na palce całując mnie w usta, gdy tego nie odwzajemniłem założyła na siebie płaszcz i wyszła machając jak gdyby nigdy nic.
- Cudowna dziewczyna. - Uśmiechnęła się do mnie rodzicielka wciskając w dłonie kubek gorącej jeszcze kawy. Odłożyłem go na kredens przytulając do niej. Potrzebowałem tego ciepła którym otaczała mnie za każdym razem gdy miałem jakikolwiek problem, potrzebowałem tego bo to jedyne co mi teraz zostało.
- Coś się stało Lou? - Spytała głaszcząc dłonią moje wciąż pomoczone włosy. Pokręciłem przecząco głową i łapałem za kubek ruszając schodami na górę. Już jutro wyjeżdżają, nawet oni. Położyłem się na łóżko wlepiając wzrok w sufit, po czym usłyszałem dość niecodzienną nowinę puszczoną we włączonym w kuchni radiu. "Niall Horan i Liam Payne w namiętnym uścisku. Louis Tomlinson odchodzi z zespołu. Czy to koniec One Direction?" Nie dowierzając jeszcze chwilę wpatrywałem się w przestrzeń, po czym najszybciej jak mogłem znalazłem się w samochodzie, już po pięciu minutach będąc w drodze do Londynu. Gdy tylko znalazłem się na przepełnionym przez dziennikarzy parkingu, zauważ chodzących po schodach chłopców. Idą się wytłumaczyć, a sądząc po minie Horana mają ochotę powiedzieć prawdę. To dopiero zniszczy One Direction. "Myśl Louis!" Powiedziałem do siebie. Głośno odkaszlnąłem skupiając na sobie całą uwagę. Wziąłem głęboki oddech i pomachałem do nich ręką dając znak, że mam coś do powiedzenia. Gdy znaleźli się bliżej, a ja zauważyłem zdezorientowany wzrok Zayn'a zrozumiałem, że nie mam już innego wyjścia.
- Należą się wam wyjaśnienia.. - Zacząłem niepewnie. - Jak wiecie, cały nasz zespół już niejednokrotnie angażował się w różne fundacje, czy inne pomysły związane z pomocą poszkodowanym, odrzuconym.. z pomocą każdemu. Dlatego też, jednogłośnie zdecydowaliśmy sami stworzyć coś na wzór kampanii. Postanowiliśmy nagrać dość niecodzienny teledysk, w którym to nie wybrane przez nas osoby tylko właśnie my będziemy odgrywać ludzi z różnymi problemami. Pierwsze zdjęcia dotyczyć miały związków homoseksualnych. Zgaduje, że nie omija was fakt jak bardzo są dyskryminowane. Niall po długim naleganiu zdecydował się odegrać taką rolę wraz z Liam'em, który obawiał się takiej reakcji. Może jednak była to zbyt pochopna decyzja jednak wciąż mamy zamiar nagrać ten teledysk, lecz przez całą związaną z tym aferę opóźni się no do powrotu z trasy koncertowej. - Powiedziałem najspokojniej jak potrafiłem przyglądając się reakcją reporterów, widocznie zaskoczonych takim przebiegiem wydarzeń.
- Co z twoim odejściem z zespołu? - Zapytał jeden.
- Była to kolejna zbyt pochopna decyzja. W niektórych sytuacjach człowiek nie panuje nad tym co mówi. Jednak pod żadnym pozorem nie mam zamiaru opuszczać moich najlepszych przyjaciół, tym bardziej przed tak wielkim wydarzeniem jak trasa koncertowa. - Uśmiechnąłem się, po czym przecisnąłem przez ludzi ruszając w stronę stojących pod budynkiem członków One Direction, gdy podszedłem weszli do środka prawdopodobnie mając ochotę na rozmowę.
- Po co to zrobiłeś? - Spytał Liam.
- Pytasz po co uratował nam tyłek? - Wyskoczył Harry.
- Liam ma racje, Louis jesteś ostatnią osobą od której potrzebujemy pomocy. - Stwierdził Zayn siadając na czerwonej kanapie w holu.
- Nie mówcie tak! - Wrzasnął Niall. - To też jest do cholery nasz przyjaciel, nie możecie go tak traktować.
- Bo co? - Stanął przed blondynem jego chłopak wyjątkowo niezadowolony reakcją ukochanego.
- Bo znamy się już tyle czasu, że nie pozwolę wam tego zniszczyć. Zrozumiano? - Warknął jak nigdy Niall podnosząc nieznacznie głowę ku górze by spokojnie móc spojrzeć mu w oczy. - Masz się z nim pogodzić.
- Jeszcze tego brakowało. - Parsknął śmiechem Liam. - Nie będziesz mi rozkazywać, nie masz prawa. - Rzucił, po czym pokręcił głową jakby miał dość i zniknął w drzwiach windy. Wszyscy wlepili wzrok w jego plecy, lecz gdy zniknął wszystkie różnokolorowe tęczówki zostały skierowane w moją stronę.
- Może powinienem już iść.. - Mruknąłem pod nosem.
- Powinieneś. - Rzucił Zayn. - Przychodzisz od tak niby nigdy nic, Louis! Tak jakby nic się nie stało, jakbyś dalej chciał z nami grać mimo tego, że Liam chciał wycofać się z trasy, jeśli w ogóle nie myślał o odejściu z zespołu. Zależało mu na One Direction, wszystkim zależało, a ty od tak postanowiłeś nas zostawić..
- Alison jest w ciąży, zostawić ją na tak długi okres czasu..
- Lou ona tobą pomiata rozumiesz! Wykorzystuje cię, a przy okazji nam zabiera najlepszego przyjaciela, czy ty uważasz to za normalne? Ona tobą pomiata a tym wciąż za nią biegasz. Nie zdziwiłbym się z resztą jeśli cała ciąża byłaby tylko zwykły wymysł jej jakże bujnej wyobraźni.
- To moja narzeczona, nie pozwalaj sobie. - Warknąłem przez zaciśnięte zęby. - Alison może i nie jest idealna, ale moja. I to właśnie ją kocham więc kto do jasnej cholery dał wam możliwość osądzania jej? To JA jestem waszym przyjacielem, JA nie ona więc..
- Byłeś. - Poprawił mnie brązowooki podnosząc się z miejsca. - Byłeś naszym przyjacielem Lou. W sumie dobrze, że się pojawiłeś. Postanowiliśmy, że to już koniec z zespołem..
- Co? - Stanąłem jak wryty nie wierząc własnym uszom. - To, że ja się wycofuje nie znaczy, że mam niszczyć wasze marzenia doszczętnie.
- Już je zniszczyłeś, Louis. - Wtrącił się Harry spoglądając na mnie czerwonymi od płaczu oczami. Nie tylko dla niego ta cała sytuacja nie była łatwa. Niall schował się w fotelu mrucząc coś pod nosem, Zayn zaczął nerwowo chodzić obok mnie, a lokaty.. No właśnie, lokaty patrzył się na mnie tak, że każda część mojego serca powoli rozrywała się na kawałeczki, jakby każde wspólne wspomnienie powoli nabierało odcieni szarości zmywając się z mojego umysłu. - One Direction było naszym przedsięwzięciem. Moim, Liam'a, Zayn'a, Niall'a i twoim. Dlatego gdy ty postanowiłeś odebrać swoją część, my zauważyliśmy, że bez ciebie nie ma zespołu, ale to nie ma znaczenia, idź do domu nie masz po co tu być. - Dodał po czym wraz z resztą chłopców wrócili do pokoi, a ja stałem tam jeszcze chwilę w uszach wciąż mając echo słów najlepszego przyjaciela "nie masz po co tu być." Może i miał rację, tylko i wyłącznie zabierałem im ich czas, ich ostatnie wspólne godziny które spędzą z przyjaciółmi. Później się rozstaną. Wsuną tak jak ja na miejsca kierowców i ruszą w swoją stronę zostawiając te piękne chwile za plecami.Gdy nie mogłem dodzwonić się do narzeczonej wysłałem sms oznajmiając o rozpadzie zespołu i braku chęci do życia, po czym zadzwoniłem do  Ann. Dobrze wiem jak Niall opisywał mi jej uczucia jednak teraz jest jedyną osobą na którą mogę liczyć. Jedyną która pojawi się gdy będę jej potrzebował.
- Słucham panie Tommo? - Zaśmiała się do słuchawki.
- Mogłabyś mi poświęcić chwilę? - Spytałem dość nieśmiało, dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, że jestem idiotą i to przecież oczywiste, że kiedy tylko mam powód mam do niej wpadać dlatego nie tracąc czasu wysiadłem i z powrotem ruszyłem do budynku kierując się na odpowiednie piętro. Gdy się na nim znalazłem spokojnie idąc wzdłuż korytarza usłyszałem szepty.
- Marly, skarbie...- Powiedziała dość wyraźnie lekko ochrypłym głosem Ann, w tle słychać się dało płacz drugiej dziewczyny.
- Nie potrafię, rozumiesz? Nie potrafię mu się narzucać, nie jestem taka! To zniszczy mu życie, nie mogę zniszczyć mu życia, nie zasłużył na to..
- Dziecko może to życie conajwy..- Urwała zauważając mnie w drzwiach. Otworzyła oczy szerzej, po czym podniosła się z miejsca widząc, że kieruję się w stronę mieszkania reszty directionerowców. - Louis! - Wrzasnęła jednak się nie zatrzymałem. Bez pukania wpadłem do środka zastając Zayn'a pijącego kawę. Posłał mi dość nieprzyjemne spojrzenie.
- Jesteś gorszy niż mogłem się spodziewać.. W ogóle nie spodziewałem się, że ktokolwiek może tak się zachować! - Krzyknąłem.
- Najpierw wytłumacz o co chodzi, później mnie oskarżaj.. - Odpowiedział. Dziewczyny w tym czasie wbiegły do pokoju. Ann złapała mnie za rękę prawdopodobnie chcąc wyprowadzić.
- Zostawiłeś ją z dzieckiem, po czym wmówiłeś nam, że to jej wina.. - Zawiesiłem głos słysząc jak kubek z kawą odbija się od podłogi. Ciemnowłosy przetarł oczy kierując wzrok na Marly. - Widz..
- Zamknij się! - Warknął. - To prawda? - Spytał tym razem dużo przyjemniejszym tonem.


__
dawno, dawno, dawno nie było rozdziału,
ale w końcu się pojawił. prawdopodobnie będzie
to 10 partowiec.

piątek, 30 marca 2012

005.

"Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia nie jest miłością."
-Jan Twardowski
Niall. 
Liam olał szukanie przyjaciela. Zdenerwowany zachowaniem drugiego przekręcił kluczyk w drzwiach mieszkania po czym otwierając je mało nie wyrwał klamki. Mrucząc coś pod nosem rzucił się na kanapę chowając twarz w dłoniach. Otaczający nas "burdel" z pewnością nie pomagał odprężeniu. Podszedłem do okna otwierając je na oścież.
- Przydałoby się posprzątać. - Mruknąłem opierając się o parapet. Chłopak machnął ręką dając znak, że nie chce tego słuchać. - Sam tego nie zrobię. - Ciągnąłem czekając chyba na cud. Stanąłem nad nim wpatrując się w opuszczone powieki. - Liam! - Wrzasnąłem, a ten tylko otworzył oczy, po czym znów je zamknął całkowicie mnie olewając. - Chyba sobie jaja robisz. - Warknąłem zrzucając go na ziemię. W odpowiedzi syknął pod nosem coś w rodzaju "spierdalaj" po chwili jednak wstał i stanął przede mną. Taka bliskość najlepiej ukazywała różniące nas centymetry i fakt, że chłopak jest ode mnie lepiej zbudowany. Brązowe oczy zaczęły płonąć czystą złością skierowaną w moje niebieskie tęczówki mało ich nie topiąc [naprawdę, zrobiło się gorąco! uff.].
- Całkowicie chcesz mi popsuć humor? - Spytał. Nie ruszając się z miejsca wsunąłem dłonie do kieszeni  udając, że wcale mnie to nie rusza. W głębi jednak moje serce waliło jak oszalałe. Takie ataki złości zdarzały się coraz częściej.
- Nie Liam. - Powiedziałem powoli tracąc nad sobą panowanie. - Jestem jak na razie jedyną osobą która chce i próbuje ci pomóc więc może kurwa chociaż raz byś mi za to podziękował? Jakbyś do tej pory nie zauważył cały czas jestem przy tobie dbając abyś nie robił żadnych głupot sobie a co dopiero innym, ale teraz mam dość. Zachowujesz się jak niewychowany bachor, a ja nie jestem tu po to żeby to nadrabiać! Nie jestem pieprzoną zabawką na której możesz się wyżyć gdy tylko masz zły humor. Nie dam się więcej poniżać, mam dość tego szczeniackiego zachowania, wiesz? Od teraz radzisz sobie sam. - Rzuciłem mu prosto w twarz sam zdziwiony ilością odwagi której nabrałem by mu to wszystko wygarnąć. Złapałem za bluzę i wyszedłem z mieszkania czując na sobie zdziwiony wzrok. Jedyne co usłyszałam prócz trzaśnięcia drzwi było donośnym, lecz nieszczerym krzykiem "Nie potrzebuję cię!" którym nie specjalnie się przejąłem. Zawsze gdy ten cholerny szatyn miał problem wyrzucał mi coś podobnego. Nasunąłem na siebie bluzę wciskając dłonie w kieszenie przetartych jeansów. Gdy znalazłem się na chodniku zimne powietrze przesunęło się po moim odkrytym policzku powodując nieznaczne zaczerwienie doprawione jeszcze łzą wędrującą samotnie wzdłuż twarzy. "Nie zachowuj się jak baba Niall, może jesteś małym irlandzkim chłopcem z tlenionymi włosami jednak masz swoją godność której nie pozwolisz sobie odebrać pierwszemu lepszemu facetowi twoich marzeń." Zarzuciłem na głowę czując pojedyncze krople spadające z nieba. Nawet Londyn jest nie w humorze. Idąc wzdłuż ulicy minąłem kilka różnorodnych knajp i tylko jedna naprawdę przykuła mój wzrok. Nie było spowodowane to ilością naprawdę kuszących przecen, lecz siedzącą w kącie Ann przytulającą do piersi Louisa, tak tego samego Louisa Williama Tomlinsona który zrobił nas w.. no. Nawet się nie zastanawiając popchnąłem drzwi które poruszyły wiszące nad nimi dzwoneczki ściągając na mnie uwagę wszystkich siedzących w środku.
- Niall! - Wrzasnęła blondynka machając w moją stronę. Podszedłem do ich stolika czule całując ją w policzek po czym złapałem za koszulkę siedzącego na krześle chłopaka z zaczerwienionymi oczami.
- Musimy pogadać. - Mruknąłem, a on posłusznie wstał wychodząc ze mną z pomieszczenia. Przyjrzałem mu się. Podkrążone oczy doprawione teraz czerwonym kolorem, sine usta i roztrzepane włosy nie były do tej pory jego znakiem rozpoznawczym. Wręcz przeciwnie, nienaganny i dobrze poukładany chłopak zawsze sprawiał wrażenie idealnego. Nie mam pojęcia jak to wszystko mogło zmienić się tylko w jedną noc. Tylko ubiór się nie zmienił. Biały t-shirt połączony z kremowymi spodniami. Norma.
- Jak śmiałeś się z nią spotkać? - Spytałem głową wskazując na blond kruszynę popijającą właśnie wodę z cytryną.
- To przyjaciółka. - Szepnął Louis. - Jedyna która mi została, bo żadne z was nie raczy odebrać telefonu.
- Dziwisz się? Zniszczyłeś swoje marzenia, zniszczyłeś nasze marzenia, zniszczyłeś One Direction. Mieliśmy pogłaskać się po główce? Poza tym to nie zmienia tego, że Ann jest ostatnią osobą do której miałeś prawo się odezwać! Ta dziewczyna mimo tego, że nie wygląda wciąż cholernie cierpi więc najlepszą rzeczą jaką mogłeś zrobić to się od niej po prostu odpierdolić.
- Minęło tyle czasu..
- I co z tego? Wiesz dlaczego wciąż jest dla ciebie taka miła? Bo nie obwinia cię o to, że się rozstaliście. Wciąż uważa cię za przyjaciela, wciąż chce się mieć przy sobie bo całą winę zrzuciła na siebie. Uważasz, że to w porządku? Ta mała niewinna istota codziennie coraz bardziej nienawidzi siebie za to, że pozwoliła ci odejść. A przecież to wcale nie było tak, mam rację? Znalazłeś sobie inną i ona przestała się liczyć, a ją okłamałeś, że się zmieniła..- Spytałem, a on spuścił wzrok na czubek butów nie odzywając się nawet słowem. - Może to i lepiej, że dałeś sobie z nami spokój. Może chociaż ona przestanie o tobie myśleć, poza tym żaden z nas nie mógł już patrzeć jak się oddalasz..
- Nie oddalam!
- Gówno prawda Louis. Powoli zapominałeś nawet o próbach na które wcześniej tak chętnie wspólnie biegaliśmy. Od kiedy znalazłeś sobie narzeczoną nie miałeś już czasu na nic związanego z nami. To nie powinno tak wyglądać. Obiecywaliśmy sobie, że nigdy nic nas nie rozłączy, że zawsze będziemy grać razem bo takie jest nasze przeznaczenie, a ty z dnia na dzień stwierdziłeś, że nie możesz. Wcześniej każdy z nas był tylko zszokowany, ale wiesz co teraz Lou? Teraz czujemy do ciebie czystą nienawiść. Już nie jesteś sobą, nie jesteś naszym Tommo którego tak bardzo kochaliśmy. Jesteś chłopakiem którego wcale nie znamy. - Powiedziałem przypatrując się jak spływają mu po policzku słone łzy. Zasłużył na prawdę, przynajmniej tak mi się wydaje. Nagle od tłu objęły mnie ciepłe dłonie przysuwając najbliżej jak się da.
- Znaleźli go! - Pisnęła Ann mało nie wgryzając mi się w łopatki w które ledwo sięgała. Odwróciłem się uśmiechnięty lekko unosząc ją w powietrzu.
- Kogo? - Spytał zdezorientowany Lou trzymający dłonie w kieszeniach.
- To już nie twoja sprawa. Wydaje mi się, że powinieneś już iść. - Powiedziałem szorstko, a ten posłusznie skierował się w stronę samochodu bez pożegnania.
- Coś się stało? - Blondynka podniosła wzrok zatrzymując się na moich tęczówkach.
- Nic Ann, nic.
- Muszę iść do Kath, mam nadzieję, że się nie obrazisz. No chyba, że chcesz iść ze mną.. - Powiedziała trzepocąc rzęsami. Gdy pokręciłem przecząco głową wystawiła mi język i pobiegła wzdłuż chodnika. Ja powoli ruszyłem w drugą stronę spacerując do czasu gdy zrobiło się trochę ciemniej, wtedy skierowałem się w stronę parku. Usiadłem na ławce wyciągając telefon na którego wyświetlaczu widniało kilka nieodebranych wiadomości. Zdziwiony, że nie poczułem ich nadejścia przypomniałem sobie, że od dawna miałem oddać go do naprawy. Odczytałem dwie z nich, dostarczone mi dwie godziny temu:
Nadawca: Daddy Direction godz. 15:20
"Niall, dobrze wiem, że popełniłem błąd. Nie ma cię już od pięciu godzin. 
Jeśli nie odezwiesz się, zaczynam Cię szukać."
Nadawca: Little Ann godz. 15:34 
" Cholera jasna, jeśli nie chciałeś iść ze mną bo planowałeś taką głupotę trzeba było to jeszcze raz przemyśleć. Liam dostaje nerwicy i chodzi w kółko martwiąc się o ciebie, o mnie już nie wspomnę. Harry wrócił właśnie do mieszkania i też nie jest zadowolony. Proszę odezwij się." 
W sercu poczułem nieznaczne ukłucie. Nie chciałem żeby Liam cierpiał. No może chciałem, ale byłem pewien, że zostawi to dla siebie nie wkręcając w to Ann ani co więcej cierpiącego Hazzy. Nagle zauważyłem kolejną wiadomość sprzed kilku minut. 
Nadawca: Little Ann godz. 17:45
"Wiem, że nie zrobiłeś sobie nic złego. Mam nadzieję, że chciałeś tylko odpocząć i dać sobie chwilę na namysł. Jeśli mam rację to mamy przechlapane. Liam właśnie zabrał rzeczy i pojechał szukać cię po Londynie. Proszę odezwij się do niego, bo nie jestem pewna czy w takim stanie powinien prowadzić. Dobrze wiem jak czasem potrafi grać na nerwach, ale to twój przyjaciel i zależy mu na tobie więc 
ogarnij się blondynie i zadzwoń do niego!" 
Nie chcąc by ten kretyn naprawdę doprowadził do czegoś niebezpiecznego wysłałem mu w sms'ie miejsce w którym się znajduję z zapowiedzią, że na niego czekam. Gdy odłożyłem komórkę do kieszeni poczułem jak kolejna seria Londyńskiego deszczu niszczy moją fryzurę. Skuliłem się więc w jednym miejscu starając się minąć jak najwięcej z nich. Nagle poczułem czyjąś dłoń układającą się na moim ramieniu. Podniosłem wzrok zauważając wlepione we mnie brązowe tęczówki. Szybki jest.
- Przepraszam. - Mruknął lekko ochrypłym głosem. - Naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak palant. W sumie zawsze się tak zachowuje, ale to tylko dlatego, że nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Ze złości na samego siebie próbuję wyżyć się najczęściej na tobie. Jednak teraz gdy zostawiłeś mnie na tak długo miałem wrażenie, że jestem całkiem sam, że nikt mnie już tutaj nie potrzebuje...
- Liam..
- Nie przerywaj mi. - Powiedział stanowczo. Złapał mnie za rękę i podniósł stawiając na wprost siebie. - Dobrze wiem, że nie jestem idealny. Dobrze wiem, że na ciebie nie zasługuję. Dobrze wiem, że nie masz już do mnie cierpliwości, ale potrzebuję cię. Po prostu cię potrzebuje. Bardziej niż wszystkiego na świecie, dlatego proszę... - Ciągnął przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku. - Nie zostawiaj mnie więcej na tak długo bo tracę zmysły. Gdy stałem sam w pokoju wpatrując się w drzwi za którymi zniknąłeś zdałem sobie sprawę, że zabrałeś też kawałek mnie. Kawałek bez którego nie można żyć. Rozumiesz? Jesteś dla mnie wszystkim.. - Oparł swoje czoło, a ja dokładnie mogłem przyjrzeć się teraz jego brązowym tęczówką. Były strasznie smutne. Smutne przeze mnie. Przysunąłem się czule go całując na znak, że wszystko jest w porządku gdy za plecami usłyszałem czyjś krzyk.
- NIAM ISTNIEJE NAPRAWDĘ! - Dziewczęcy głos wrzasnął na tyle głośno by cała okolica usłyszała co nas łączy. Świetnie, mamy przejebane. 

__
Pięć, pięć, pięć. No, no, no!
Co wy na to szkraby? ;*
Starałam się, serio.

środa, 14 marca 2012

004.

"Są noce, gdy przyszłość traci wszelką wagę, a spośród wszystkich jej chwil pozostaje tylko ta, w której postanowimy skończyć z sobą." - Emil Cioran
Zayn.

- Zayn, kurwa. - Warknął mi do ucha David przy okazji zdzierając ze mnie kołdrę. Wzdrygnąłem się czując zimny powiew wiatru przeszywający mój odkryty tors.
- Czego chcesz? - Spytałem ochrypłym głosem ze zmrużonymi oczami próbującymi uciec przed poranną falą słońca.
- Harry zniknął. - Powiedział. - Ubieraj się. - Dodał po czym zniknął z mojego pola widzenia. Jeszcze chwilę wpatrując się w sufit analizowałem to co powiedział. Najmłodszy członek naszego zespołu i jeden z piątki moich najlepszych przyjaciół prawdopodobnie rozpłynął się w powietrzu. Podniosłem się wciągając spodnie, po czym narzuciłem na siebie czarny top i nie tracąc więcej czasu wybiegłem z pokoju zastając chyba wszystkich, wraz z dziewczynami.. wszystkimi. No w sumie prawie wszystkich, David właśnie wybiegał sam a Louis'a najzwyczajniej w świecie nie ma.
- Gdzie Lou? - Spytałem zapinając pasek. Niall wlepił wzrok w podłogę jakby nie chciał o czymś ze mną rozmawiać,a Liam podniósł się z miejsca i z zaczerwienieniami na policzkach ruszył do drzwi. Gdy był już przy nich stanął dłoń kładąc na klamce.
- Louis'a już nie ma. - Powiedział szorstko i zniknął z hukiem.
- Idę z nim. Podzielcie się. Musimy go znaleźć póki nie zrobi sobie czegoś głupiego. - Nakazał Niall biegnąc za rozwścieczonym przyjacielem. Spojrzałem na stojące przede mną dziewczyny czekając, aż same uzgodnią w jakich parach idziemy.
- Pójdę z Kath. - Odezwała się Ann wpatrując się w Marly która kiwnęła jej głową jakby za to dziękowała. Blondynka złapała pod rękę siostrę Liam'a i zostawiły nas.
- Moim samochodem? - Spytała wsuwając dłonie do kieszeni zielonego płaszcza.
- Mój jest bezpieczniejszy. - Powiedziałem zawiązując sznurówki. Dziewczyna pokręciła nosem wychodząc przede mną. - Gdzie zaczniemy? - Mruknąłem zamykając drzwi na klucz.
- Musimy pogadać.
- Mamy o czym? Odeszłaś.
- Musisz wiedzieć dlaczego.
- Nie muszę Marly. Jeśli masz kogoś po prostu zostaw to dla siebie, nie mam zamiaru znów przez ciebie cierpieć.
- Myślisz, że kogoś sobie znalazłam?
- Nie widzę innego powodu dla którego mogłabyś zostawić mnie bez ostrzeżenia.
- Świetnie. Powiedziałabym ci Zayn jeśli zakochałabym się w kimś innym.
- Nie powiedziałaś mi nawet, że kochasz mnie, a co dopiero kogoś innego.
- Ty mi to niby powiedziałeś?
- Tak, po naszej wspólnej nocy. Nie wiem czy pamiętasz, ale od razu po tym wyznaniu zniknęłaś za drzwiami mojej sypialni zostawiając mnie na kolejne dwa tygodnie bez jakichkolwiek wieści.
- Zayn to nie tak..
- Nie wiem jak to było Marly i już nie specjalnie mnie to interesuje.
- Nic nie rozumiesz!
- Dokładnie i jestem niedojrzałym chłopcem. Każda mi to mówi, ale wiesz co? Żyje. I jak na razie nie narzekam. Więc lepiej ruszmy się szukać Hazzy zamiast rozmyślać nad tym co stało się miesiąc temu.  - Skończyłem rozmowę i wsiadłem do samochodu. Dziewczyna zrobiła to samo wlepiając wzrok w widoki za szybom. Może i przesadziłem, ale taka jest prawda. Niby zawsze wychodzi na to, że wszystko dzieje się z mojego powodu, lecz gdy jednak jest inaczej to oczywiście i tak zgoni się na Zayn'a. Zayn'a Naiwnego Malika. Włączyłem radio z którego na szczęście nie wypłynęła żadna z naszych piosenek. Marly wciąż siedziała w bezruchu ślepo wpatrując się w szybę. Trochę niepokojące zachowanie, jednak zważając na to co powiedziałem u dziewczyn całkiem normalne. Nie będę jej planem B. Z tamtym facetem nie wyszło to wraca z podkulonym ogonem do mnie tak? Jeszcze tego brakowało.
- Stój! - Krzyknęła nagle, a ja mimowolnie nacisnąłem hamulec mało nie lądując na kierownicy. Dziewczyna wybiegła z samochodu ruszając w stronę żeliwnego mostu na którego barierce stał wysoki chłopak W słońcu odbijały się tylko ciemne loki porozrzucane na wszystkie strony przez dość silny wiatr. Stanęliśmy pod nim wpatrując się z dołu w zaczerwienione policzki.
- On się nie zmieni. - Powiedział wciąż ślepo wpatrując się w rzekę.
- Harry zejdź, pogadamy. - Poprosiła szatynka odgarniając swoje głowy z twarzy.
- Nie ma o czym, to już nie mój Louis. - Warknął przez zaciśnięte zęby robiąc krok w przód.
- Harry.. - Ciągnęła łamiącym się głosem dziewczyna. Chłopak odwrócił się nagle patrząc na nią z góry.
- Straciliśmy go rozumiesz? To nie jest on Marly! On by nas nie zostawił! - Krzyczał lustrując wzrokiem przerażoną dziewczynę. Lecz nie tylko ona się bała. Stał tam drżąc ze strachu przed skokiem, jednak był na tyle zdeterminowany żeby to zrobić. A tego właśnie bałem się ja.
- Louis.. - Zacząłem a chłopak skierował morderczy wzrok na mnie.
- Louis kurwa Louis! Potrzebuję go rozumiesz?! Cholernie go potrzebuję, dużo bardziej niż ona! Ale on ma mnie gdzieś, mimo tego co razem przeżyliśmy on od tak ma mnie gdzieś! Zapomniał... Zapomniał, że jestem jego przyjacielem! A ja nie mogę. Nie mogę o nim zapomnieć po go potrzebuję! Tylko gdzie się podział? No gdzie kurwa jest kochany Louis gdy jego przyjaciel go woła?! Nie ma go, już od dawna go przy mnie nie ma. A mnie to boli. Bo wiesz co? Był dla mnie najważniejszy.. Wykrzyczał prawie zapominając o oddychaniu przy okazji machając rękami w każdą stronę mało nie spadając do rzeki. Nawet w takim wieku zachowuje się jak dziecko. Zamiast porozmawiać zrzuca winę na drugą osobę nie pozwalając jej na wyjaśnienia. Marly schowała twarz w dłoniach roniąc kilka słonych łez. Ja w tym czasie spojrzałem na rozwścieczonego Harry'ego który zaczął właśnie obracać się w stronę rzeki.
- A co ze mną!? - Usłyszałem zza pleców dobrze znany mi głos. Równo z lokatym odwróciłem głowę zauważając idącego w naszą stronę Davida. Z pewnością nie wyglądał na zadowolonego. - Na mnie ci już nie zależy? - Spytał stając pod Harrym bacznie mu się przyglądał. - Może dla ciebie znaczę mniej niż Louis, ale to właśnie Ty jesteś dla mnie wszystkim. Więc może skoczmy razem skoro tylko to jest dobrym wyjściem?
- Nie mów tak.. -  Syknął Lokaty.
- Czemu? - Powiedział wspinając się na miejsce obok niego. - Już cię to nie bawi?
- Przestań! - Krzyknął łapiąc go za rękę.
- Widzisz? To nie jest takie łatwe gdy bliska osoba chce ze sobą skończyć co? Więc dlaczego do cholery jasnej jesteś tak pierdolonym egoistom, że chciałeś mnie zostawić? - Spytał wpatrując się w niego. Harry w tym czasie złapał go za podbródek przyciągając jego usta do swoich. Na widok tej sceny odwróciłem się przy okazji zakrywając oczy. Byłem ich przyjacielem, mieszkałem z nimi pod jednym dachem, a ci nawet mi o tym nie powiedzieli. Owszem, można by było się domyślić widząc ich zachowanie jednak chyba nigdy nie byłbym na to przygotowany. Nagle poczułem czyjąś dłoń ciągnącą mnie w stronę samochodu.
- Nie przeszkadzajmy. - Szepnęła Marly. Posłusznie wsiadłem na miejsce kierowcy.
- I co, wychodzi na to, że Louis nie umie słuchać. - Powiedziałem zapinając pas.
- Nie tylko on. - Syknęła z wyrzutem dziewczyna ponownie wlepiając wzrok w szybę.
- Sugerujesz coś?
- Nie, skąd. Jeszcze tego brakowało.
- Kiedy niby cię nie słuchałem.
- Pomyślmy.. chociażby jak tutaj jechaliśmy.
- Bo to nie jest temat który chcę poruszać.
- Głupoty gadasz i tyle. Jesteś pierdolonym cykorem, który nie chce znać prawdy.
- Znam prawdę.
- Znasz swoje wymysły, które nie mają żadnego związku z prawdą.
- Więc niby jak było?
- Nie ważne, porozmawiamy o tym jak dorośniesz. Teraz odwieź mnie do domu. - Powiedziała kończąc rozmowę, po czym ruszyliśmy w dobrze znaną mi okolicę. Centrum przepełnione jak na tak wczesną porę i zero wolnych miejsc parkingowych. - Zatrzymaj się..
- Nie mogę.
- Zwolnij chociaż to wyjdę.
- Jeszcze tego brakowało. - Zaśmiałem się skręcając w pobliską kamienicę ulicę dalej. - Tu będzie dużo bezpieczniej. - Uśmiechnąłem się, a ona tylko spiorunowała mnie wzrokiem po czym trzasnęła drzwiczkami. Znów zostałem sam. Tracisz formę Zayn. W drodze do mieszkania wybrałem numer Louisa z nadzieją, że chociaż teraz odbierze. Nie mógł przecież rozpłynąć się w powietrzu z dnia na dzień zostawiając cały zespół. Lokaty musiał sobie coś ubzdurać, a ja musiałem to sobie wszystko wyjaśnić. Niestety, ku mojemu niezadowoleniu jedyne co usłyszałem to wkurzający dźwięk sekretarki sugerujący, że mój kochany przyjaciel po prostu wyłączył telefon mając mnie szczerze w dupie. Rzuciłem telefon na siedzenie pasażera i skręciłem pod nasze mieszkanie parkując w podziemiach. Cały dzień stracony na poszukiwania. Wszedłem do mieszkania zastając Ann wpatrującą się we mnie morderczym wzrokiem. Co ja tym wszystkim ludziom zrobiłem?
- Cześć. - Powiedziałem ściągając z siebie buty.
- Zachowałeś się jak kretyn. - Wycedziła przez zęby kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Dzwoniła?
- Oczywiście, że tak. Jesteśmy przyjaciółkami, a ty pierdolonym idiotom.
- Jasne, wszystko moja wina..
- A co, może jej?
- Tak! Jakby do cholery jasnej nikt nie zauważył to właśnie ja siedziałem sam w kącie wypłakując kurwa to, że mnie zostawiła bez słowa! Dlaczego z tym nikt się nie liczy?! Mam dość tego, że wszystko co mówię używacie przeciw mnie. Może jestem bez uczuć jednak nie pozwolę sobą pomiatać. - Wrzasnąłem ruszając w stronę łazienki w której się zamknąłem z nadzieją, że gdy tylko otworzę drzwi z powrotem dziewczyna rozpłynie się w powietrzu lub po prostu wróci do swojego mieszkania dając mi święty spokój.

__
wiem, wiem trochę do dupy.
kolejny niedługo. (Niall)