niedziela, 26 lutego 2012

002.

ROZDZIAŁ II
 "Nawet największy sukces w życiu publicznym nie wynagrodzi porażki w domu." Benjamin Disraeli
Niall
Usiadłem na fotelu opierając łokcie na kolanach bacznie obserwując krzątającego się po pokoju Liam'a. Muszę zastanowić się co dalej z nami będzie, ale jak mam myśleć racjonalnie, skoro paraduje przede mną w samych spodenkach skutecznie odciągając mnie od poważnych spraw? Złapałem za butelkę od piwa upijając kilka kolejnych łyków.

- Musisz tyle pić? - Zapytał stojący nade mną chłopak. Podniosłem głowę i wywróciłem teatralnie oczami wracając do butelki. Dopiero, gdy zniknęła połowa zawartości głęboko odetchnąłem odkładając ją na stolik.
- Ja piję, Ty palisz. - Skomentowałem złośliwie i rozłożyłem się wygodnie. Liam parsknął śmiechem krzyżując ręce.
- Więc robisz mi to na złość? - Zapytał a ja pokiwałem głową. Nie mam zamiaru go oszukiwać, jeśli on może wpaść w jeden nałóg ja mogę w drugi. Uśmiechnąłem się szeroko i stanąłem na nogi wpatrując się w jego brązowe oczy. - Ty nie masz problemów..
- Ty masz, a, o ile pamiętam jesteśmy razem. Więc twoje problemy są moimi. Pogódź się z tym. - Syknąłem i chciałem go minąć, ale ten złapał mnie za ramię przyciągając bliżej. Oparł się czołem o moje dłonią błądząc po policzku. Dobrze wiedział jak to na mnie działa. Dobrze wiedział jak on na mnie działa. I bardzo dobrze wiedział, że nie mogę się mu, wtedy postawić.
- Nie niszcz sobie przeze mnie życia.. - Poprosił błagalnym tonem, a jego oczy powoli zaczynały się szklić. Rozumiem, a raczej staram się zrozumieć jak to wszystko go boli. Lecz on musi zrozumieć, że za żadne skarby nie pozwolę mu odejść. Przynajmniej, póki nie będę pewien, że da sobie radę.
- Liam, kocham Cię i przejdziemy przez to razem... - Przejechałem po jego włosach uśmiechając się najczulej jak potrafiłem. - Czy tego chcesz czy nie. - Dodałem a ten przechylił się lekko muskając moje usta. Drżał. Drżał, bo to wszystko powoli rozrywało go od środka. Nie mam pojęcia jak jeden kruchy chłopak może trzymać w sobie tyle emocji. Dlatego muszę przy, nim być, niezależnie od tego co powie czy zrobi nie zostawię go, choćby było to jego ostatnie życzenie. Przejechałem dłonią po jego torsie dokładnie analizując każdy kawałek jego ciała. Był idealny, idealny, ale strasznie zamknięty. Odsunąłem go od siebie zastając zaskoczone spojrzenie.
- Mogę Cię o coś prosić? - Spytał niepewny, a ja automatycznie kiwnąłem głową.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Czy mogłaby przez jakiś czas zamieszkać z nami Kath?
- To twoja siostra, a to twoje miesz..
- Nasze mieszkanie Niall, dlatego Ty też musisz się zgodzić. - Uśmiechnąłem się na dźwięk słowa "nasze". Od, kiedy pamiętam Liam był strasznie odosobniony, dlatego każdy nawet najmniejszy przejaw jego uczuć czy myśli był o wadze złota i nawet tak zwykłym słowem oznaczającym nas razem nie można pogardzić.
- Pokój gościnny stoi przed nią otworem. - Zapewniłem i odsunąłem się od niego ruszając do kuchni. Jedyną rzeczą jaka znajdowała się w lodówce było światło, więc prędzej czy później i tak musiałem wyjść z domu zostawiając go. Tom mimo tego, że wie, że jesteśmy razem woli abyśmy nie pokazywali się tylko we dwóch, bo powoli robi się to podejrzane. Może i ma racje, co jak co, ale nie jestem najlepszy w pohamowywaniu się, jeśli chodzi o tego przystojnego szatyna. Ruszyłem do sypialni biorąc portfel i kurtkę, po czym pocałowałem Liam'a w policzek na pożegnanie i zniknąłem za drzwiami pukając do mieszkania obok.
- Taaak? - Spytał dobrze znany mi i dość dziewczęcy głos. Zza drzwi wyłoniła się niska blondynka o rażąco błękitnych oczach. Mimo faktu, że na zegarku widniała dokładnie dwunasta godzina, ta wyglądała jakby ledwo co zsunęła się z łóżka. Chociaż to nawet prawdopodobne widząc jasnoróżową piżamę którą kupił jej Harry. Przetarła zaspane oczy uśmiechając się uroczo na mój widok.
- Wybierzesz się ze mną..
- Do sklepu? - Zaśmiała się otwierając szerzej drzwi. - Tylko po to ostatnio do mnie przychodzisz. - Powiedziała z wyrzutem, ale po chwili znów się zaśmiała i ruszyła w stronę sypialni. - Daj mi dziesięć minut. - Przytaknąłem i usiadłem na krześle kuchennym wpatrując się w zegarek. Tak jak zapowiedziała tak wyszła. To niesamowite, że większość dziewczyn na przygotowanie się potrzebuje ponad trzydziestu minut, a takiej jednej Ann starcza jedna trzecia, żeby wyglądała jak bóstwo w zwykłych poprzecieranych jeansach i białym T-shircie. Nie mam pojęcia jak Louis mógł ją zostawić, na szczęście przynajmniej ona nie ma mu tego za złe. Podeszła do mnie uśmiechnięta i złapała pod rękę prowadząc w stronę drzwi.
- Tym razem ja jadę w wózku. - Zapowiedziała, a ja tylko przytaknąłem. Co jak co, ale ja nie mam zamiaru zadzierać z tym małym diabłem. Niby to takie niewinne, ale jej dom poszedł z dymem po sylwestrowej imprezie dwa lata temu. Dlatego z resztą dzisiaj mieszka tutaj. Otworzyłem jej drzwiczki a ta z gracją usiadła na miejscu zakładając nogę na nogę.
- Dzisiaj gdzieś balujemy? - Spytała jeszcze lekko ochrypłym głosem. Alkoholiczka.
- Nie wiem musisz zapytać..
- Zayna?
- Czy zawsze musisz za mnie..
- Kończyć zdania?
- To nie..
- Owszem, jest zabawne. - Zaśmiała się, a ja z pewnością zarumieniłem się ze złości, ale po chwili, gdy spojrzałem na jej śnieżnobiały uśmiech mi przeszło. W końcu nie umiem się na nią złościć. To cholerne małe dziewczę działa mi na nerwy nawet tym, że nie może działać mi na nerwy. Idiotyzm. Zaparkowałem przed supermarketem i zaczęło się. Najpierw 18-latka (chociaż wcale na taką nie wygląda) wymyśliła jakieś durne wyścigi do koszyka, który oczywiście przegrałem, bo dowiedziałem się, że takowy się odbył, gdy ona dobiegła pierwsza. Oszustka. Później postanowiła, że na zakupy daje nam piętnaście minut i, jeśli nie zdążymy przez najbliższy tydzień omijamy kluby szerokim łukiem. Nie chce mi się specjalnie wierzyć, że wytrzymałaby tyle, ale nie ważne. Oczywiście, że zdążyliśmy. Ekspresowe zakupy były naszą specjalnością. Otworzyłem bagażnik wkładając torby, gdy z głośników wydobył się dźwięk jednej z piosenek Cheryl Cole, a wraz z nią ciche podśpiewywanie przyjaciółki.
- Nie wiem dlaczego nic z tym nie zrobisz.. - Spytałem odpalając silnik. Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Z czym?
- Z talentem?
- Nie jestem pewna czy ekspresowe zakupy są jakimś..
- Dobrze wiesz, że mówię o twoim głosie Ann.
- Tak wiem, ale działa mi na nerwy fakt, że nie chcesz odpuścić.
- Bo się marnujesz.
- Nie prawda, jest masa dziewczyn śpiewających lepiej ode mnie. Nie mam zamiaru się ośmieszać.
- Gówno prawda.
- Wiesz lepiej?
- Boisz się, ale nie masz czego. Nasza szóstka zawsze jest przy tobie. Wiesz?
- Wiem, ale to nic nie zmienia. - Uśmiechnęła się i zakończyła rozmowę. Zawsze jak nie ma ochoty więcej rozmawiać wlepia wzrok w szybę i wykrzywia buzię w dziwnym dzióbku. Dziwna.
- Zastanów się jeszcze. - Poprosiłem, gdy wychodziła z samochodu. Udała jednak , że nic nie słyszała i poszła na górę zostawiając mnie samego z torbami. Gdy w końcu, ledwo wtargałem je na górę, Liam siedział na przeciw młodej, zapłakanej dziewczyny. Wnioskując po tych samych rysach twarzy i kolorze włosów to właśnie była jego siostra. Odstawiłem rzeczy do kuchni i ruszyłem się przywitać.
- Pytam po raz ostatni. - Powiedział dość srogim tonem Liam łapiąc się za głowę. - Kto do cholery jasnej jest ojcem?! - Krzyknął a biedna i zapłakana dziewczyna podskoczyła w miejscu. Złapałem chłopaka za ramię.
- Póki nie dowiem się, kto jest ojcem nie pomogę ci. Więc lepiej o tym się zastanów, nocując u którejś z koleżanek. - Warknął i wyszedł trzaskając drzwiami od sypialni. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na mnie, po podniosła się z miejsca ruszając w stronę drzwi. Jej brat był narwany, ale mimo tego, że działała mu na nerwy kochał ją. A, jeśli on to i ja.
- Przepraszam za niego. - Mruknąłem. - Jestem Niall.
- Kath. Miło mi. - Uśmiechnęła się niemrawo i minęła mnie robiąc kroki w stronę windy. Nie mogłem pozwolić na to, aby oddaliła się za daleko. Jeśli cokolwiek, by się jej stało Liam nie wybaczyłby tego mi, a co dopiero sobie. Złapałem ją pod rękę prowadząc w stronę innych drzwi.
- Mam dla Ciebie lepszy nocleg. - Zapewniłem pukając do mieszkania, z którego wyłoniła się brudna od czekoladowego sosu Ann.
- Żartujesz? Drugie zakupy w ciągu godziny? - Spojrzała na mnie wycierając usta. Dopiero po chwili zauważyła stojącą obok mnie dziewczynę zalaną łzami. Wysunęła się w jej stronę bacznie przyglądając. - No tak, Liam ma siostrę. - Uśmiechnęła się i wyciągnęła ku niej rękę. - Jestem Annabelle, a ty to..
- Kath. - Przedstawiła się lekko ściskając jej dłoń. Przyjaciółka wpuściła nas do środka, gdzie szczegółowo opisałem całe zajście z jej bratem.
- Jasne, mam wolny pokój, a towarzystwo zawsze się przyda. -Powiedziała, a Kath po raz pierwszy dzisiaj chyba uśmiechnęła się naprawdę szczerze. Podziękowałem małej całując w policzek i zostawiłem je same aby mogły się lepiej poznać. W moim mieszkaniu było nad wyraz cicho. Liam z pewnością zaszył się gdzieś w kącie, świetnie. Zrzuciłem buty i otworzyłem drzwi od sypialni zastając go rozwalonego na łóżku. Śpi, mimo tego, że dopiero piętnasta on śpi, a ja nie mam serca mu przerywać. Powoli i najciszej jak potrafiłem skierowałem się do łazienki.
- Chodź do mnie. - Mruknął lekko ochrypły głos. Odwróciłem się zastając wlepione we mnie tęczówki. Posłusznie ułożyłem się obok Liam'a wtulając w jego tors. Mimo koszulki którą musiał założyć przed przyjściem Kath, od jego ciała biło niesamowite ciepło. Wsunąłem dłoń pod biały t-shirt opuszkami palców przejeżdżając po jego skórze. Chłopak spojrzał na mnie, po czym przechylił się w moją stronę czule całując. Jego dłonie zaczęły błądzić po moich plecach, przy okazji delikatnie masując je. Uwielbiam go. Uwielbiam to, jak mnie dotyka. Uwielbiam to, jak do mnie mówi. Nie jestem pewien, czy to jest miłość, ale, jeśli tak to muszę być zakochany za zabój. Pomogłem ściągnąć mu zbędne rzeczy kładąc się na, nim. Kilka razy musnąłem ustami jego szyje, gdy zaskrzypiały drzwi.
- Ekhm, ekhm. - Usłyszałem za plecami. Szybko zeskoczyłem z szatyna zauważając w drzwiach Louisa. - Mamy próbę panienki. - Rzucił i zniknął. Dobrze, że to właśnie on przyszedł nas powiadomić, bo jako jedyny z chłopców wie o tym co między mną a ubierającym się Liam'em jest. Wyszliśmy z budynku zastając prawie wszystkich. Prócz Zayn'a, ale on dość często się spóźnia. Usiadłem na tylnym siedzeniu między Li, a Louisem, który przyssał się do szyby jakby się mnie bał. Idiota. Gdy Malik się znalazł ruszyliśmy do studia przed, którym stało grono nastolatek piszczących jak zwykle. Wyszliśmy z samochodu robiąc sobie z nimi kilka zdjęć. Fanki są naprawdę niesamowite, jednak ton ich głosu mógłby się trochę zmienić, nie obraziłbym się. Próba zaczęła się, jak zwykle od "What Makes You Beautiful", co nie specjalnie spodobało się Zayn'owi, który zaczął marudzić coś o tym, że piosenka nie jest już na tyle fajna aby ciągnąć ją dalej. No przecież on wie wszystko najlepiej. Później Louis pośpieszał wszystkich opowiadając jak to ważną randkę ma dziś ze swoją narzeczoną. Urocze, naprawdę ujmujące. Od kiedy poświęca Alison (za którą chyba żaden z nas specjalnie nie przepada) cały swój wolny czas, coraz bardziej się od nas oddala. Na koniec tuż przed wyjściem Liam dostał telefon od swojej zrozpaczonej mamy pytającej o córkę. Mój chłopak próbował kłamać, jednak , że nie jest w tym mistrzem rodzicielka zorientowała się zapowiadając przyjazd nazajutrz co całkowicie popsuło mu humor. W mieszkaniu dało to o sobie znać. Już przy wejściu wyciągnął małą paczuszkę wkładając jednego z papierosów do ust.
- Liam..
- Nie kłóć się to nic nie zmieni. - Mruknął uciszając mnie. Z drugiej kieszeni wysunął zapalniczkę. Zadowolony papierosem usiadł na kanapie zakładając nogi na stół, a ja nie mając ochoty dłużej się temu przyglądać ruszyłem do sypialni udając się spać. Jutro ciężki dzień...


__
Niall trochę krótszy od Zayn'a.
Kolejny Louis. Liczę na opinię ;)
z uroczą dedykacją dla uroczej Kingi.

środa, 22 lutego 2012

001.

ROZDZIAŁ I 
„Kiedy się czuje pociąg fizyczny, nieczystą namiętność fizycznych kształtów, to nie jest miłość. Miłość jest pożądaniem czyjejś duszy.”Stanisław Dygat
Zayn
Obudził mnie dźwięk telefonu. Otworzyłem zaspane oczy rozglądając się po pokoju. Obok siebie zauważyłem wtuloną w mój bok ciemnowłosą dziewczynę. Pokręciłem głową próbując przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, gdy telefon znów zadzwonił. Na wyświetlaczu widniał napis "Trisha". Nie mając specjalnie ochoty na kolejną rozmowę o uczuciach z matką wyciszyłem go wrzucając do przewieszonych przez fotel jeansów. Naciągnąłem na siebie biały t-shirt po czym wciągnąłem spodnie i gotowy do wyjścia złapałem za klamkę.
- Wybierasz się gdzieś? - Spytał lekko ochrypły, dziewczęcy głos. Odwróciłem się na pięcie wlepiając wzrok w roznegliżowana nastolatkę przeciągającą się na łóżku. Nawet po pijaku mam niezły gust. Szczupła lekko, chyba naturalnie opalona z cudownym uśmiechem. Można się zakochać, albo.. no właśnie zrobić to co ja i się zmyć. Obróciłem się z powrotem znów próbując otworzyć drzwi. - Zadałam Ci pytanie Zayn. - Warknęła jakby zdenerwowana. Parsknąłem śmiechem po czym nie mając ochoty na dłuższe ciągnięcie tej scenki zostawiłem ją samą. Założyłem trampki i bluzę już po chwili znajdując się na ulicy. Zarzuciłem na głowę kaptur wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Włożyłem jednego do ust szukając zapalniczki. Gdy zorientowałem się, że zostawiłem ją u dziewczyny zdenerwowany tym faktem schowałem papierosa i wsunąłem dłonie do kieszeni wyczuwając kolejną falę wibracji. "Nie odbiorę, nie licz na to." pomyślałem nawet nie sprawdzając kto to. Od kiedy pamiętam matka próbuje wtrącić się, a raczej zawładnąć moim życiem na tyle abym spokojnie mógł spiknąć się z córką którejś z jej koleżanek. Jeszcze tego brakowało. Machnąłem ręką na taksówkę. Gdy się zatrzymała wsunąłem się na tylne siedzenie, a do uszu dotarł mi początkowy dźwięk "What Makes You Beautiful".
- Mógłby pan wyłączyć? - Poprosiłem, a kierowca skinął głową przełączając na inną stacje. Od kiedy Marly powiedziała, że to jej ulubiona piosenka każdy najcichszy jej dźwięk sprawia cholerny ból. A ja mam już dość bólu. Przetarłem rękawem lekko zaparowaną szybę przyglądając się przechodnią. Kilka starszych pań spacerujących po zakupy nie było specjalnie upragnionym obiektem do oglądania, ale czego innego można spodziewać się o dziewiątej nad ranem? Gdy samochód stanął, zapłaciłem i wychodząc oberwałem kilkoma ciepłymi kropelkami deszczu prosto w twarz. Londyn potrafi zaskakiwać. Wbiegłem do wieżowca zastając to czego nie przewidziałem. Moja matka siedząca na jednej z krwistoczerwonych kanap wpatrywała się we mnie jakbym wybił jej najbliższą rodzinę.
- Zayn Javadd Rogan Josh Malik, raczył się pojawić! - Syknęła przez zaciśnięte zęby. To już trzeci raz gdy zwraca się do mnie wszystkimi imionami, więc albo jest na mnie naprawdę zła, albo ma jakiś plan który najprawdopodobniej mi się nie spodoba. - Ściągnij ten kaptur. Jak ty wyglądasz! - Podeszła bliżej po czym śliniąc palec starła resztki szminki wczorajszej dziewczyny, przynajmniej tak mi się wydaje. Zrobiłem krok w tył dając znak, że nie bawi mnie to co robi i nie interesuje to co planuje, a ona tylko uśmiechnęła się biorąc mnie za rękę i ruszając w stronę windy. Wcisnęła odpowiedni guzik i ruszyliśmy na siódme piętro. Drzwi od mojego i Davida mieszkania były otwarte, a z wnętrza dochodziły dziwne odgłosy świadczące o obecności Harry'ego. Pchnąłem drzwi przepuszczając w nich rodzicielkę po czym zabrałem od niej kurtkę wieszając na jednym z wieszaków.
- Co tu się dzieje? - Spytałem widząc turlającego się po środku pokoju lokatego. On i David to chyba najbardziej dziecinne osoby w całym moim otoczeniu. - Który tym razem robi za coś w rodzaju księżniczki?
- Wybacz Zayn, tym razem Styles objął tę role. - Spojrzał na mnie przepraszająco blondyn po czym wybuchnął śmiechem i wrócił do przepychanki. Machnąłem ręką i wyciągnąłem papierosa znów wkładając go do ust i odpaliłem go leżącą na stoliku zapalniczką. Matka obdarowała mnie morderczym spojrzeniem siadając na krześle.
- Ile razy mam Ci powtarzać abyś to rzucił? - Spytała srogim tonem.
- Aż do ciebie dotrze, że mam to gdzieś. - Rzuciłem. Włączyłem czajnik wyciągając w tym czasie dwa kubki. - Kawa czy herbata?
- Herbata. - Odpowiedziała po czym złożyła ręce wpatrując się w swoje palce. - Mogę Cię o coś prosić?
- Jasne, o herbatę.
- Zayn!
- Słucham?
- Nie mów słucham bo cię.. - Zaczął Harry, ale dostając zgrabnego ciosa w nos od blondyna upadł na ziemię zamykając się. Machnąłem ręką na podziękowanie po czym wróciłem wzrokiem na rodzicielkę. Dobrze wiem co ta kobieta kombinuje, ale za żadne w świecie skarby nie dam się w to wkręcić. Gdy czajnik zaczął dzwonić zalałem dwa kubki wciąż zaciągając się trzymanym w ustach papierosem.
- Więc mogę Cię o coś prosić?
- Zależy o co..
- Moja koleżanka..
- Nie. - Przerwałem jej gasząc peta.
- Ale ona ci się spodoba!
- Nie, nie i jeszcze raz nie! - Krzyknąłem po czym upiłem kilka łyków kawy próbując się uspokoić. Trisha spojrzała na mnie zdziwiona, a jej oczy powoli nabierały czerwonego koloru. - Masz zamiar ryczeć bo nie chce umówić się z córką twojej koleżanki? - Spytałem ironicznie gdy jedna łza spłynęła po jej policzku. Kobieta pokręciła głową podnosząc się z miejsca.
- Lepiej już pójdę. - Odpowiedziała lekko drżącym tonem ruszając do wyjścia.
- O której mam być?
- 15 - Uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami. Nienawidzę tego. Złapałem za kubek i rozsiadłem się wygodnie na fotelu wpatrując się w tę idiotyczną dwójkę. David jest synem naszego menedżera, chociaż nigdy tego przeuroczego blondyna bym o to nie posądził.W przeciwieństwie do dość srogiego ojca, chłopak był jednym z nas. Ciągle uśmiechniętym, skorym do zabaw dzieciakiem z marzeniami. Trochę innymi niż nasze bo planuje być gitarzystą, ale muzyka to muzyka. Najpierw przyjaźnił się ze mną. Najbardziej, ze mną dlatego postanowiliśmy zamieszkać wspólnie. Mieszkanie w pojedynkę wcale nie jest tak przyjemne, jak może się zdawać. Historia z Harrym zaczęła się dopiero gdy Louis zaczął coraz więcej czasu poświęcać swojej dziewczynie, nie zważając na uczucia przyjaciela który przylgnął do Davida i tak zostało. Owszem, na początku byłem dość poważnie zazdrosny o to co ich łączy jednak widząc jak się rozumieją nie miałem serca tego niszczyć. Uśmiechnąłem się pod nosem do machającego z kąta pokoju lokatego, dopiero po chwili zauważając jego zakrwawiony noc. Jako jedyny starający się być odpowiedzialnym ruszyłem do łazienki po apteczkę. Może kierowała mną przyjaźń, może niechęć do zakrwawionej wykładziny, tego nie wiem. W drodze usłyszałem płacz, cichy bardzo dziewczęcy płacz dochodzący zza frontowych drzwi. Otworzyłem je a przed drzwiami mknęła mi kobieca postać. W klatce piersiowej poczułem impuls mówiący mi, że to Marly, ale nie mogłem za nią iść. Nie mogłem tego sprawdzić. Nie mogłem się ruszyć w jej stronę. Nie i koniec. Wróciłem do mieszkania, a zza pleców wyskoczył mi lokaty.
- Masz ten plaster? - Zapytał uśmiechnięty. Mimo faktu, że nos musiał boleć nieznośnie ten jego popisowy pokaz śnieżnobiałych zębów nie zniknął z twarzy. A może to zwykły trwały uraz szczęki. Wyciągnąłem apteczkę i doprowadziłem twarz Styles'a do porządku. Ilość wypadków jakie spowodował wraz z Davidem, powoli szlifują mnie w roli pielęgniarza. Więc jeśli nie wyjdzie z muzyką.. to kto wie. Gdy ci dwaj znów zniknęli w głębi mieszkania spojrzałem na zegarek. Już trzynasta, przydałoby przygotować się do "upragnionej" randki w ciemno. W pokoju znalazłem ciemne jeansy, biały podkoszulek i szary sweter. Powinno pasować. Wróciłem do łazienki kładąc ciuchy na koszu. Odkręciłem ciepłą wodę i wszedłem pod prysznic. Ciepłe kropelki wody spływające wzdłuż ciała są naprawdę najprzyjemniejszym uczuciem jakiego doznać może samotny człowiek. No, nie licząc przygodowego seksu. Dokładnie umyty wytarłem się, założyłem wszystko co było przygotowane wraz z bielizną i pokropiłem się wodą kolońską. Jeśli dziewczyna będzie tak ładna jak zapowiadała rodzicielka, powinienem przynajmniej mieć udaną noc. Uśmiechnięty i gotowy porwałem z wieszaka czarną skórę i ruszyłem do samochodu. Przed budynkiem stało kilka fanek, jak codziennie w tych godzinach, więc nie chcąc tracić czasu ruszyłem tylnym wyjściem. Trisha mieszka dość daleko, dlatego spokojnie rozsiadłem się, włączyłem radio i powolnym tempem pojechałem w stronę rodzinnego domu. Drzwi otworzyła moja matka, przyszykowana jakby to ona miała być głównym obiektem dzisiejszego spotkania.
- Wiedziała, że mam przystojnego syna, ale, że aż tak! - Powiedziała na tyle głośno, żeby siedzące w salonie panie wszystko dokładnie usłyszały. Świetna reklama mamo. Uśmiechnąłem się sztucznie i pocałowałem mamę w czoło mijając w drodze do pokoju. Gdy zauważyłem kto stoi w drzwiach przetarłem oczy, po czym skierowałem je ku górze z pytaniem "dobrze się tam bawisz?". Przede mną stała ciemnowłosa dziewczyna, dość wysoka lekko opalona z chyba idealnym ciałem wyglądającym strasznie ponętnie w czarnej, krótkiej, przyległej sukience podkreślającej każdy jej atut. Był tylko jeden mały problem, to dokładnie ta sama dziewczyna którą zostawiłem rano samą sobie. Ciemnowłosa otworzyła oczy szerzej na mój widok, z pewnością nie z zachwytu, jednak po chwili uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic podając mi dłoń.
- Bianca. - Przedstawiła się, a raczej syknęła przez zaciśnięte zęby prawdopodobnie starając się mnie nie zabić.
- Zayn. - Odpowiedziałem po czym grając dalej, że widzimy się po raz pierwszy ruchem ręki naprowadziłem ją do jadalni. Cała obiado-kolacja przebiegła całkiem spokojnie, zaczęło się dziać dopiero gdy moja najukochańsza na całym świecie i jedyna w swoim rodzaju matka zaproponowała nocleg, który z resztą z wielkim entuzjazmem przyjęły. Ja nie byłem tak szczęśliwy, bo wypijając kilka kieliszków wódki (bez której bym tego nie przeżył) mój samodzielny powrót do mieszkania został przekreślony, mogłem więc wybrać się do swojej sypialni i czekać aż ciemnowłosa zabije mnie we śnie, albo zadzwonić do przyjaciela. Zdecydowanie korzystniejszą opcją była ta z numerem dwa. więc nie tracąc czasu wysłałem sms'a do jednego z kumpli. Początkowo byłem pewny, że to Nialler jednak gdy z czarnego samochodu wyłoniła się szczupła dziewczyna zrozumiałem swój błąd.
- Miałam Cię już więcej nie wyciągać z kłopotów, pamiętasz? - Powiedziała z wyrzutem otwierając przede mną drzwiczki jakbym sam nie był w stanie tego zrobić.
- Nikt Ci nie kazał przyjeżdżać. - Wycedziłem przez zęby wsuwając się na miejsce pasażera. Marly zaśmiała się melodyjnie przekręcając kluczyk w stacyjce.
- Owszem Zayn, Ty mi kazałeś pisząc tego durnego sms'a. - Zakończyła dialog. Przez kolejny kawałek drogi wpatrywałem się w jej profil. Prawie nic się nie zmieniła, mimo tego, że jej twarz lekko się zaokrągliła co dodawało jej jeszcze więcej uroku była wciąż taka sama, co z resztą nie jest dziwne po kilku tygodniach. Uśmiechnęła się lekko nie spuszczając oczu z drogi.
- Mógłbyś przestać?
- Speszona?
- Zirytowana.
- Kłamiesz.
- Igrasz z ogniem.
- Uroczo się czerwienisz.
- Uroczo wypadając Ci zęby.
- Skąd wiesz?
- Podejrzewam, może chcesz spróbować?
- Co taka nabuzowana?
- Co taki arogancki? - Syknęła, a ja nie wiedziałem co już odpowiedzieć. Sam nie wiem czy moją dociekliwością kierowała zazdrość czy zwykły narcyzm, dlatego wolałem zostawić to bez komentarza. Wlepiłem wzrok w szybę i przyglądałem się ciemnym ulicą. Już nie umiem z nią rozmawiać, nie tak jak dawniej, ale może to i lepiej? Wyrzuciła mnie pod mieszkaniem bez pożegnania, była zła. Bardzo zła, tylko nie wiem dlaczego. Może jak zwykle powiedziałem o jedno słowo za dużo, urażając jej dumę. Świetnie Zayn. Pociągnąłem za klamkę wchodząc od pustego mieszkania. Chłopcy pewnie są jeszcze na kolacji i bawią się w najlepsze beze mnie, jak to mieli ostatnio w zwyczaju. Gdy zrzuciłem z siebie skórę, mój telefon dwa razy zabrzęczał na znak o otrzymanej wiadomości. Pierwsza, ku mojemu zdziwieniu pochodziła od Marly z treścią "dobranoc Zain.". Niby nienawidzę tego jak ludzie piszą do mnie Zain, jednak gdy robi to ona, znaki nie mają większego znaczenia. Drugi sms pochodził od Trish, i był dość szokującym pytaniem. W końcu dwa słowa "Jesteś gejem?" potrafią człowieka trochę zaskoczyć. Nie odpisałem na żadną wiadomość. Nie rozumiem kobiet. Nie wiem o co chodzi. Jedyne co jest pewne to fakt, że cholernie chce mi się spać. Szkoda tylko, że łóżko jest puste. Ściągnąłem wszystko co zdatne było do ściągnięcia i w bokserkach ułożyłem się na zimnej pościeli. Przesunąłem się na bok wtulając się w jedną poduszkę jak dziecko. Gdy tylko zamknąłem oczy przed nimi ukazał mi się obraz. Uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczynę rozłożoną jeszcze kiedyś na tej poduszce. Jej kasztanowe włosy rozrzucone na wszystkie strony. Delikatne dłonie bawiące się moimi włosami, i śmiech. Cudowny strasznie porażający śmiech który nie dawał o sobie zapomnieć. Właśnie dlatego tak bardzo nie lubię spać sam. Nienawidzę siebie za to, że nie ma jej przy mnie, że nie słyszę głupich żartów ze stron chłopaków o "pani Malik" i o naszej przyszłości. Dobrze mi z nią było. Lepiej niż dobrze, ale oczywiście Zayn'ie Javadd'ie Rogan'ie Josh'u Malik'u musiałeś coś spierdolić. Musiałeś, tylko kiedy, jak i gdzie wie tylko i wyłącznie ta dziewczyna. Dziewczyna którą kocham. Tak, to jest miłość. Chujowe uczucie. Otworzyłem lekko zaszklone oczy, zapowiadające strumień łez ślepo wpatrując się w sufit.
- Gdzie jesteś Marly Stonem i dlaczego nie leżysz obok mnie? - Szepnąłem po czym znów zamknąłem oczy w odpowiedzi słysząc po raz kolejny ten melodyjny śmiech..

_
to opowiadanie będzie pisane właśnie w taki sposób. w każdym rozdziale jest opisany jeden dzień jednego z trzech głównych bohaterów. w kolejnym rozdziale Niall, liczę na opinię.

niedziela, 12 lutego 2012

Prolog III.

PROLOG III
"Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości."
 Paulo Coelho
Louis.
Obudził mnie smak ust najsłodszej istoty na świecie. Od razu po nim poczułem orzeźwiający zapach cytrynowych perfum. Należał do niej. Używała niezmiennie tego samego, jednak to właśnie tworzy go tak niesamowitym. Przysunąłem się nieco bliżej zatapiając nos w jej rudych włosach. Niechętnie otworzyłem oczy zauważając śnieżnobiały uśmiech leżącej obok mnie dziewczyny. Przechyliłem się w jej stronę całując po raz kolejny po czym objąłem ramieniem delikatnie do siebie przytulając. Jak co ranek Alison wtulona w mój tors, a ja spokojnie zaciągający się zapachem jej włosów mogłem nacieszyć się obecnością ukochanej. 
- Dobrze mi z tobą. - Mruknęła w moją koszulkę. Pogładziłem jej lekko pokręcone o tej porze dnia włosy uśmiechając się do siebie mimowolnie. Minęło już dziesięć miesięcy od kiedy oficjalnie się spotykamy a z każdym kolejnym dniem mam wrażenie, że zakochuję się w niej coraz mocniej. Dziewczyna powoli zaczęła się podnosi, ja jednak nie pozwoliłem jej na to przyciągając do siebie za gumkę od spodenek. Objąłem ją w pasie przytulając najmocniej jak potrafiłem, a ona w zamian zaśmiała się uroczo ukazując dołeczki. Idealne, jak każda inne część jej ciała. Przejechałem dłonią wzdłuż jej pleców od szyi po pośladki w odpowiedzi dostając tylko jęknięcie. Spojrzałem na nią a ta niechętnie skierowała na mnie wzrok. 
- Śpieszysz się? - Spytałem z nadzieją, że moje przeczucie jest jednak mylne. Niestety, Alison przytaknęła głową unosząc się na łokciach.
- Sesja. - Mruknęła. Uśmiechnęła się przepraszając o czym zeszła z łóżka. W drodze do łazienki sięgnęła po leżącą na nocnym stoliku gumkę ciasno związując nią włosy. Dużo bardziej wolę tę lekko rozczochraną dziewczyną budzącą się przy moim ramieniu, niż umalowaną modelkę którą była w pracy. Gdy drzwi od łazienki zamknęły się, zsunąłem się z łóżka gołymi stopami przejeżdżając po świeżo kupionej wykładzinie. Wyszedłem z pokoju nie zastając nikogo. Albo jeszcze śpią, albo Niall zaciągnął ich już na śniadanie. Szczerze miałem nadzieję, na to drugie, gdyż będę mógł spokojnie porozmawiać z rudowłosą, a jest o czym. Włączyłem czajnik drugą ręką wyciągając z szuflady błękitne pudełeczko. Otworzyłem je przyglądając się kupionemu ponad miesiąc temu pierścionkowi. Nie jest specjalnie niesamowity jednak z pomocą Harry'ego udało mi się wybrać chyba idealnie pasujący do naszego związku. Prosty, ale przyciągający uwagę. Stałem chwilę wpatrując się i zastanawiając nad tym co powie, gdy usłyszałem zagłuszony pisk. Odwróciłem wzrok zauważając wpatrzoną w pierścionek dziewczynę. Zebrałem się w sobie i nie tracąc czasu klęknąłem przed ukochaną. Teraz albo nigdy Tomlinson. 

wiem, że najkrótszy, ale właśnie tak nie inaczej zapowiada się część Louis'a Tomlinsona. 
czekam na komentarze ; )

sobota, 11 lutego 2012

Prolog II.

PROLOG II.
Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na moment, na moment tylko się ukaże po to tylko, by uczynić życie tym smutniejsze i okrutniejsze."Stanisław Dygat 
Niall.
Zarzuciłem nogi na oparcie fotela, gdy stanął nade mną zirytowany szatyn. 
- Na sufit je połóż. - Syknął, siadając obok mnie. Przybliżyłem się kładąc swoją głowę na jego ramieniu. Odwrócił wzrok wlepiając we mnie swoje uroczo brązowe tęczówki. Nigdy w życiu nie widziałem piękniejszego koloru. Przesunąłem dłonią po jego policzku próbując poprawić mu humor. 
- Coś się stało? - Spytałem, a on pokręcił przecząco głową, po czym przechylił się w moją stronę czule całując mnie w nos. Zawsze tak robił jak nie chciał się zwierzać i z dnia na dzień robi się to coraz bardziej irytujące. - Powiedz. - Poprosiłem, a on tylko wbił wzrok w ścianę. Gdy po raz kolejny otworzyłem usta spojrzał na mnie kręcąc zrezygnowany głową.
- Nie odpuścisz? 
- Jak dobrze mnie znasz. - Uśmiechnąłem się, a ten odwzajemnił to po chwili wracając do poprzedniego stanu. W końcu więc uległ i opowiedział mi o tym co tak bardzo go boli. O fakcie, że jego 16 letnia siostra jest w ciąży, a rodzice prawdopodobnie wyrzucą ją z domu, o tym, że jego stary przyjaciel popełnił samobójstwo zostawiając mu pożegnalny list i o wyrzutach sumienia, które go z tego powodu dręczą. Jeszcze kilka miesięcy temu wraz z Jasonem byli nierozłączni, ale, gdy w jego życie wprowadziłem się ja z chłopakami dla innych zabrakło czasu, dlatego Li wmawia sobie, że to właśnie z jego winy to wszystko się stało. Listu jak do tej pory nie otworzył bojąc się chyba, że jego spekulacje się potwierdzą. O śmierci dowiedział się dokładnie siedem dni temu od matki, i do tej pory nie zaśmiał się na tyle szczerze abym był zadowolony. Jasne, że nie chcę żeby zapominał o ważnej dla niego osobie, jednak widok smutnego Liam'a jest dobijający. Chłopak z tego co wiem, jak do tej pory nigdy nie miał szczęścia w życiu. Rodzice rozeszli się, gdy miał siedem lat i od tamtej pory nie widział ojca, a matka kilka miesięcy później wyszła za jakąś biznesową szychę, ustawiając się z pieniędzmi do końca życia. Rzuciła pracę, nie zajmowała się domem, co mogłoby świadczyć, że ma więcej czasu na dzieci? Błąd. Liam wraz z siostrą cały czas spędzali z babcią, która umarła dwa lata temu. To ona nauczyła go wszystkiego, wszystkiego co niezbędne. Opowiadał mi o tym jak strasznie cierpiał, gdy odeszła, i że to właśnie Jason był przy nim w tych trudnych chwilach trzymając go jak to nazwał "za szmaty, by się nie stoczył jeszcze bardziej". Życie jest trudne, ale Liam dobrze wie, że nie warto się poddawać.
- Pocałuj mnie. - Szepnął, a ja uśmiechnąłem się do niego lekko, po czym przysunąłem się lekko muskając jego usta. Gdy chłopak położył mi ręce na szyi do nosa dotarł mi zapach papierosów. Odsunąłem go od siebie, lekko mówiąc wystraszony.
- Palisz. - Warknąłem.
- Przepraszam..
- Palisz! - Krzyknąłem, a chłopak podskoczył z miejsca. Zaraz wyskoczy z tą głupią gadką jak bardzo jest to mu potrzebne, żeby odetchnąć czy coś w tym stylu. Pokręciłem głową i podniosłem się z kanapy wciąż obserwując chłopaka. 
- Rzucę. - Obiecał po raz kolejny, a ja parsknąłem śmiechem wychodząc z salonu. Właśnie zakładałem na siebie kurtkę, gdy Liam położył mi dłoń na ramieniu nakazując abym stanął w miejscu. - Gdzie idziesz?
- Nie będę spał z palaczem. - Rzuciłem na odchodne, po czym jedyne co było słychać to trzaśnięcie drzwiami i najwyżej mój przyśpieszony oddech. Nikt nie okłamuje Niall'a Horana. Nikt nie jest tego godzien. 


postanowiłam, że będą trzy, (aż trzy) prologi.
bo historia będzie opowiadać o trzech związkach.
jeśli to związkami można nazwać.

czwartek, 9 lutego 2012

Prolog.

PROLOG.
Zayn.
"Zmieniłeś się Zain." To ostatni sms na moim telefonie pochodzący od tej idealnej lecz mocno irytującej szatynki.  Może nie byliśmy sobie pisani, jednak fakt, że od dwóch tygodni nie odzywa się do mnie słowem jest lekko ujmując wkurzający. Zarzuciłem kaptur wychodząc ze studia. Machnąłem ręką Harry'emu oznajmiając aby jechali beze mnie po czym po raz kolejny wcisnąłem dłonie do kieszeni zastanawiając się nad sensem życia. Marly była przy mnie od kiedy pamiętam i na każdym kroku wspierała mnie jak tylko mogła. A co ważniejsze nigdy nie brakowało jej energii, aby latać za mną przez ostatni rok po klubach i zaciągać do domu. Aż do teraz. Jedna z pozoru niewinna impreza nie pozwoliła jej na to aby wciąż się ze mną przyjaźnić, a co dopiero wiązać. Mimo tego, że za każdym razem gdy byłem w stanie "nieważkości" mówiłem jak bardzo mi na niej zależy, w końcu przestała mi wierzyć. Czy żałuję? Oczywiście, że tak. Gdybym tylko wiedział co do mnie czuje, i, że nieświadomie sam odczuwam to samo z pewnością nie skończyło by się to tak. Od tamtego czasu każdy kolejny dzień bez jej uśmiechniętej buźki i lekko potarganych wiatrem włosów minutę po minucie traci kolor i jakikolwiek sens. Usiadłem na ławce zsuwając z głowy kaptur. Jak na jesień pogoda w Londynie jest zbyt ładna, przynajmniej dla mnie. Otoczony z każdej strony miłością nastolatków czułem się coraz gorzej. Spuściłem wzrok na czubek butów. Nie mam specjalnie ochoty oglądać całujących się par dobrze wiedząc, że straciłem jedyną dziewczynę na której do tej pory mi zależało. Nagle poczułem dłoń na ramieniu, a do uszu dotarł mi melodyjny głos. 
- Zayn? - Podniosłem głos zauważając szczupłą dziewczynę ze związanymi w koka kasztanowymi włosami. Uśmiechnąłem się od ucha stając na nogi i czule obejmując ją w pasie. Zaciągnąłem się otaczającym ją powietrzem wciąż wyczuwając w nim woń jej ulubionych perfum. Brakowało mi tego, brakowało jak cholera. - Co ty tu robisz?
- Mały spacer dla odświeżenia umysłu. A ty? - Zaśmiałem się mając nadzieję, że uwierzy. Ona jako jedna z niewielu dobrze wiedziała, że jedyne wypady z domu jakie uznawałem to włóczenie się po klubach. Tym razem było inaczej, chodź z pewnością podejrzewała, że coś jest nie tak nie spytała. I dobrze.
- Umówiłam się z kimś. - Szepnęła, a moje serce momentalnie przestało bić. Znalazła kogoś na moje miejsce. Niby to niemożliwe aby po tak krótkim odstępie czasu zakochać się w kimś innym, jednak to jedyne wyjście. Zarzuciłem kaptur po czym wsunąłem dłonie do jeansów. Nie może widzieć, że mi z tym źle. Nie jeśli ona jest szczęśliwa. Spojrzałem na zegarek i zrobiłem kilka kroków w tył.
- Śpieszę się, miło było cię zobaczyć. - Pożegnałem się, odwróciłem na pięcie i zniknąłem za bramą parku. Może zachowałem się dziwnie, i dziecinnie jednak nie mogę przebywać w jej otoczeniu. Skoro znalazła kogoś innego to nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia. Od dziś będę nowym Zayn'em. Zayn'em bez uczuć. Tylko oby mi wyszło. Włożyłem słuchawki w uszy zdając sobie sprawę jak daleka droga mnie czeka i włączyłem piosenkę Fort Minor ruszając do rytmu w stronę mieszkania. Drzwi otworzył Harry zajadając się jednym z leżących dziś rano na stole pączków. 
- Co tak późno? - Zapytał z pełną buzią. Rozpiąłem zamek kurtki wpatrując się w ścianę.
- Marly. - Jedno słowo wyjaśniało chyba wszystko. No może nie dla Harry'ego który po odwiedzinach u matki nie był specjalnie obeznany z tematem. 
- Marly Malik? - Zaśmiał się po czym oberwał morderczym wzrokiem od strojącego w salonie Louisa. 
- Marly Stonem. - Poprawiłem go szorstko wieszając kurtkę. 


to dopiero prolog. jeden z dwóch.
ma być drugi mają być komentarze, że chcecie.
do napisania.