poniedziałek, 21 maja 2012

006.

"Mówienie prawdy jest bolesne. Lecz być zmuszonym do kłamstwa, jest czymś o wiele gorszym."
- Oscar Wilde

Louis.
Wróciłem do domu przemoczony od stup do głów kroplami Londyńskiego deszczu. W przedpokoju zrzuciłem z siebie kurtkę zauważając dobrze znane mi obuwie. Wysokie czarne szpilki, z pewnością nie należące do mojej mamy mocno kontrastowały z białym płaszczem wiszącym na wieszaku. Przyjechała. Ściągnąłem trampki i szybkim krokiem ruszyłem w stronę salonu z którego dobiegał dość słodki dziewczęcy głos. Siedziała tam. Ubrana w niebieskie jeansy i biały top wyglądała jak anioł uśmiechając się do mojej rodzicielki. Gdy zauważyła mnie, stojącego w progu szybko odłożyła filiżankę kawy której aromat roznosił się po całym mieszkaniu i rzuciła mi się na szyję czule całując na powitanie. Brakowało mi tych ust. Tego malinowego posmaku. Przeczesałem dłonią jej włosy wlepiając wzrok w jej tęczówki. Nagle dziewczyna spochmurniała i odsunęła się ode mnie na odległość metra, dłonie przesuwając na wysokość mojego pasa.
- Coś się stało? - Spytałem zaniepokojony. Rzadko do tej pory wyglądała na tak zdołowaną.
- Muszę.. - Zaczęła, po czym schowała twarz w dłoniach wydając ciche szlochy. Objąłem ją przysuwając najbliżej siebie jak się dało. - Muszę wyjechać. - Szepnęła. Otworzyłem oczy lekko puszczając uścisk.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok ukazując zaczerwienione oczy.
- Zrobiłem coś?
- Nie! - Krzyknęła wtulając się w mój tors. - Potrzebuje chwili spokoju.. to miasto mnie przytłacza.
- Pojedziemy razem, wynajmiemy gdzieś domek, pooddychamy świeżym powietrzem..
- Louis.. - Mruknęła. Wtedy zrozumiałem, że nie chce odpocząć jedynie od miasta. Chce odpocząć także ode mnie. Puściłem ją i zrobiłem dwa kroki do tyłu. - Przepra..
- Wszystko gra. - Uśmiechnąłem się wyjątkowo sztucznie i wsunąłem dłonie do kieszeni.
- Jesteś zły. Wrócę to tylko dwa tygodnie. - Powiedziała spokojnym tonem, a ja pokręciłem z niedowierzaniem głową. Ja poświęcam dla niej wszystko co mam najcenniejsze, a ona od razu zostawia mnie samego na całe dwa tygodnie. No tak, to przecież tylko chwila czasu. Widząc moją minę wspięła się na palce całując mnie w usta, gdy tego nie odwzajemniłem założyła na siebie płaszcz i wyszła machając jak gdyby nigdy nic.
- Cudowna dziewczyna. - Uśmiechnęła się do mnie rodzicielka wciskając w dłonie kubek gorącej jeszcze kawy. Odłożyłem go na kredens przytulając do niej. Potrzebowałem tego ciepła którym otaczała mnie za każdym razem gdy miałem jakikolwiek problem, potrzebowałem tego bo to jedyne co mi teraz zostało.
- Coś się stało Lou? - Spytała głaszcząc dłonią moje wciąż pomoczone włosy. Pokręciłem przecząco głową i łapałem za kubek ruszając schodami na górę. Już jutro wyjeżdżają, nawet oni. Położyłem się na łóżko wlepiając wzrok w sufit, po czym usłyszałem dość niecodzienną nowinę puszczoną we włączonym w kuchni radiu. "Niall Horan i Liam Payne w namiętnym uścisku. Louis Tomlinson odchodzi z zespołu. Czy to koniec One Direction?" Nie dowierzając jeszcze chwilę wpatrywałem się w przestrzeń, po czym najszybciej jak mogłem znalazłem się w samochodzie, już po pięciu minutach będąc w drodze do Londynu. Gdy tylko znalazłem się na przepełnionym przez dziennikarzy parkingu, zauważ chodzących po schodach chłopców. Idą się wytłumaczyć, a sądząc po minie Horana mają ochotę powiedzieć prawdę. To dopiero zniszczy One Direction. "Myśl Louis!" Powiedziałem do siebie. Głośno odkaszlnąłem skupiając na sobie całą uwagę. Wziąłem głęboki oddech i pomachałem do nich ręką dając znak, że mam coś do powiedzenia. Gdy znaleźli się bliżej, a ja zauważyłem zdezorientowany wzrok Zayn'a zrozumiałem, że nie mam już innego wyjścia.
- Należą się wam wyjaśnienia.. - Zacząłem niepewnie. - Jak wiecie, cały nasz zespół już niejednokrotnie angażował się w różne fundacje, czy inne pomysły związane z pomocą poszkodowanym, odrzuconym.. z pomocą każdemu. Dlatego też, jednogłośnie zdecydowaliśmy sami stworzyć coś na wzór kampanii. Postanowiliśmy nagrać dość niecodzienny teledysk, w którym to nie wybrane przez nas osoby tylko właśnie my będziemy odgrywać ludzi z różnymi problemami. Pierwsze zdjęcia dotyczyć miały związków homoseksualnych. Zgaduje, że nie omija was fakt jak bardzo są dyskryminowane. Niall po długim naleganiu zdecydował się odegrać taką rolę wraz z Liam'em, który obawiał się takiej reakcji. Może jednak była to zbyt pochopna decyzja jednak wciąż mamy zamiar nagrać ten teledysk, lecz przez całą związaną z tym aferę opóźni się no do powrotu z trasy koncertowej. - Powiedziałem najspokojniej jak potrafiłem przyglądając się reakcją reporterów, widocznie zaskoczonych takim przebiegiem wydarzeń.
- Co z twoim odejściem z zespołu? - Zapytał jeden.
- Była to kolejna zbyt pochopna decyzja. W niektórych sytuacjach człowiek nie panuje nad tym co mówi. Jednak pod żadnym pozorem nie mam zamiaru opuszczać moich najlepszych przyjaciół, tym bardziej przed tak wielkim wydarzeniem jak trasa koncertowa. - Uśmiechnąłem się, po czym przecisnąłem przez ludzi ruszając w stronę stojących pod budynkiem członków One Direction, gdy podszedłem weszli do środka prawdopodobnie mając ochotę na rozmowę.
- Po co to zrobiłeś? - Spytał Liam.
- Pytasz po co uratował nam tyłek? - Wyskoczył Harry.
- Liam ma racje, Louis jesteś ostatnią osobą od której potrzebujemy pomocy. - Stwierdził Zayn siadając na czerwonej kanapie w holu.
- Nie mówcie tak! - Wrzasnął Niall. - To też jest do cholery nasz przyjaciel, nie możecie go tak traktować.
- Bo co? - Stanął przed blondynem jego chłopak wyjątkowo niezadowolony reakcją ukochanego.
- Bo znamy się już tyle czasu, że nie pozwolę wam tego zniszczyć. Zrozumiano? - Warknął jak nigdy Niall podnosząc nieznacznie głowę ku górze by spokojnie móc spojrzeć mu w oczy. - Masz się z nim pogodzić.
- Jeszcze tego brakowało. - Parsknął śmiechem Liam. - Nie będziesz mi rozkazywać, nie masz prawa. - Rzucił, po czym pokręcił głową jakby miał dość i zniknął w drzwiach windy. Wszyscy wlepili wzrok w jego plecy, lecz gdy zniknął wszystkie różnokolorowe tęczówki zostały skierowane w moją stronę.
- Może powinienem już iść.. - Mruknąłem pod nosem.
- Powinieneś. - Rzucił Zayn. - Przychodzisz od tak niby nigdy nic, Louis! Tak jakby nic się nie stało, jakbyś dalej chciał z nami grać mimo tego, że Liam chciał wycofać się z trasy, jeśli w ogóle nie myślał o odejściu z zespołu. Zależało mu na One Direction, wszystkim zależało, a ty od tak postanowiłeś nas zostawić..
- Alison jest w ciąży, zostawić ją na tak długi okres czasu..
- Lou ona tobą pomiata rozumiesz! Wykorzystuje cię, a przy okazji nam zabiera najlepszego przyjaciela, czy ty uważasz to za normalne? Ona tobą pomiata a tym wciąż za nią biegasz. Nie zdziwiłbym się z resztą jeśli cała ciąża byłaby tylko zwykły wymysł jej jakże bujnej wyobraźni.
- To moja narzeczona, nie pozwalaj sobie. - Warknąłem przez zaciśnięte zęby. - Alison może i nie jest idealna, ale moja. I to właśnie ją kocham więc kto do jasnej cholery dał wam możliwość osądzania jej? To JA jestem waszym przyjacielem, JA nie ona więc..
- Byłeś. - Poprawił mnie brązowooki podnosząc się z miejsca. - Byłeś naszym przyjacielem Lou. W sumie dobrze, że się pojawiłeś. Postanowiliśmy, że to już koniec z zespołem..
- Co? - Stanąłem jak wryty nie wierząc własnym uszom. - To, że ja się wycofuje nie znaczy, że mam niszczyć wasze marzenia doszczętnie.
- Już je zniszczyłeś, Louis. - Wtrącił się Harry spoglądając na mnie czerwonymi od płaczu oczami. Nie tylko dla niego ta cała sytuacja nie była łatwa. Niall schował się w fotelu mrucząc coś pod nosem, Zayn zaczął nerwowo chodzić obok mnie, a lokaty.. No właśnie, lokaty patrzył się na mnie tak, że każda część mojego serca powoli rozrywała się na kawałeczki, jakby każde wspólne wspomnienie powoli nabierało odcieni szarości zmywając się z mojego umysłu. - One Direction było naszym przedsięwzięciem. Moim, Liam'a, Zayn'a, Niall'a i twoim. Dlatego gdy ty postanowiłeś odebrać swoją część, my zauważyliśmy, że bez ciebie nie ma zespołu, ale to nie ma znaczenia, idź do domu nie masz po co tu być. - Dodał po czym wraz z resztą chłopców wrócili do pokoi, a ja stałem tam jeszcze chwilę w uszach wciąż mając echo słów najlepszego przyjaciela "nie masz po co tu być." Może i miał rację, tylko i wyłącznie zabierałem im ich czas, ich ostatnie wspólne godziny które spędzą z przyjaciółmi. Później się rozstaną. Wsuną tak jak ja na miejsca kierowców i ruszą w swoją stronę zostawiając te piękne chwile za plecami.Gdy nie mogłem dodzwonić się do narzeczonej wysłałem sms oznajmiając o rozpadzie zespołu i braku chęci do życia, po czym zadzwoniłem do  Ann. Dobrze wiem jak Niall opisywał mi jej uczucia jednak teraz jest jedyną osobą na którą mogę liczyć. Jedyną która pojawi się gdy będę jej potrzebował.
- Słucham panie Tommo? - Zaśmiała się do słuchawki.
- Mogłabyś mi poświęcić chwilę? - Spytałem dość nieśmiało, dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, że jestem idiotą i to przecież oczywiste, że kiedy tylko mam powód mam do niej wpadać dlatego nie tracąc czasu wysiadłem i z powrotem ruszyłem do budynku kierując się na odpowiednie piętro. Gdy się na nim znalazłem spokojnie idąc wzdłuż korytarza usłyszałem szepty.
- Marly, skarbie...- Powiedziała dość wyraźnie lekko ochrypłym głosem Ann, w tle słychać się dało płacz drugiej dziewczyny.
- Nie potrafię, rozumiesz? Nie potrafię mu się narzucać, nie jestem taka! To zniszczy mu życie, nie mogę zniszczyć mu życia, nie zasłużył na to..
- Dziecko może to życie conajwy..- Urwała zauważając mnie w drzwiach. Otworzyła oczy szerzej, po czym podniosła się z miejsca widząc, że kieruję się w stronę mieszkania reszty directionerowców. - Louis! - Wrzasnęła jednak się nie zatrzymałem. Bez pukania wpadłem do środka zastając Zayn'a pijącego kawę. Posłał mi dość nieprzyjemne spojrzenie.
- Jesteś gorszy niż mogłem się spodziewać.. W ogóle nie spodziewałem się, że ktokolwiek może tak się zachować! - Krzyknąłem.
- Najpierw wytłumacz o co chodzi, później mnie oskarżaj.. - Odpowiedział. Dziewczyny w tym czasie wbiegły do pokoju. Ann złapała mnie za rękę prawdopodobnie chcąc wyprowadzić.
- Zostawiłeś ją z dzieckiem, po czym wmówiłeś nam, że to jej wina.. - Zawiesiłem głos słysząc jak kubek z kawą odbija się od podłogi. Ciemnowłosy przetarł oczy kierując wzrok na Marly. - Widz..
- Zamknij się! - Warknął. - To prawda? - Spytał tym razem dużo przyjemniejszym tonem.


__
dawno, dawno, dawno nie było rozdziału,
ale w końcu się pojawił. prawdopodobnie będzie
to 10 partowiec.

piątek, 30 marca 2012

005.

"Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia nie jest miłością."
-Jan Twardowski
Niall. 
Liam olał szukanie przyjaciela. Zdenerwowany zachowaniem drugiego przekręcił kluczyk w drzwiach mieszkania po czym otwierając je mało nie wyrwał klamki. Mrucząc coś pod nosem rzucił się na kanapę chowając twarz w dłoniach. Otaczający nas "burdel" z pewnością nie pomagał odprężeniu. Podszedłem do okna otwierając je na oścież.
- Przydałoby się posprzątać. - Mruknąłem opierając się o parapet. Chłopak machnął ręką dając znak, że nie chce tego słuchać. - Sam tego nie zrobię. - Ciągnąłem czekając chyba na cud. Stanąłem nad nim wpatrując się w opuszczone powieki. - Liam! - Wrzasnąłem, a ten tylko otworzył oczy, po czym znów je zamknął całkowicie mnie olewając. - Chyba sobie jaja robisz. - Warknąłem zrzucając go na ziemię. W odpowiedzi syknął pod nosem coś w rodzaju "spierdalaj" po chwili jednak wstał i stanął przede mną. Taka bliskość najlepiej ukazywała różniące nas centymetry i fakt, że chłopak jest ode mnie lepiej zbudowany. Brązowe oczy zaczęły płonąć czystą złością skierowaną w moje niebieskie tęczówki mało ich nie topiąc [naprawdę, zrobiło się gorąco! uff.].
- Całkowicie chcesz mi popsuć humor? - Spytał. Nie ruszając się z miejsca wsunąłem dłonie do kieszeni  udając, że wcale mnie to nie rusza. W głębi jednak moje serce waliło jak oszalałe. Takie ataki złości zdarzały się coraz częściej.
- Nie Liam. - Powiedziałem powoli tracąc nad sobą panowanie. - Jestem jak na razie jedyną osobą która chce i próbuje ci pomóc więc może kurwa chociaż raz byś mi za to podziękował? Jakbyś do tej pory nie zauważył cały czas jestem przy tobie dbając abyś nie robił żadnych głupot sobie a co dopiero innym, ale teraz mam dość. Zachowujesz się jak niewychowany bachor, a ja nie jestem tu po to żeby to nadrabiać! Nie jestem pieprzoną zabawką na której możesz się wyżyć gdy tylko masz zły humor. Nie dam się więcej poniżać, mam dość tego szczeniackiego zachowania, wiesz? Od teraz radzisz sobie sam. - Rzuciłem mu prosto w twarz sam zdziwiony ilością odwagi której nabrałem by mu to wszystko wygarnąć. Złapałem za bluzę i wyszedłem z mieszkania czując na sobie zdziwiony wzrok. Jedyne co usłyszałam prócz trzaśnięcia drzwi było donośnym, lecz nieszczerym krzykiem "Nie potrzebuję cię!" którym nie specjalnie się przejąłem. Zawsze gdy ten cholerny szatyn miał problem wyrzucał mi coś podobnego. Nasunąłem na siebie bluzę wciskając dłonie w kieszenie przetartych jeansów. Gdy znalazłem się na chodniku zimne powietrze przesunęło się po moim odkrytym policzku powodując nieznaczne zaczerwienie doprawione jeszcze łzą wędrującą samotnie wzdłuż twarzy. "Nie zachowuj się jak baba Niall, może jesteś małym irlandzkim chłopcem z tlenionymi włosami jednak masz swoją godność której nie pozwolisz sobie odebrać pierwszemu lepszemu facetowi twoich marzeń." Zarzuciłem na głowę czując pojedyncze krople spadające z nieba. Nawet Londyn jest nie w humorze. Idąc wzdłuż ulicy minąłem kilka różnorodnych knajp i tylko jedna naprawdę przykuła mój wzrok. Nie było spowodowane to ilością naprawdę kuszących przecen, lecz siedzącą w kącie Ann przytulającą do piersi Louisa, tak tego samego Louisa Williama Tomlinsona który zrobił nas w.. no. Nawet się nie zastanawiając popchnąłem drzwi które poruszyły wiszące nad nimi dzwoneczki ściągając na mnie uwagę wszystkich siedzących w środku.
- Niall! - Wrzasnęła blondynka machając w moją stronę. Podszedłem do ich stolika czule całując ją w policzek po czym złapałem za koszulkę siedzącego na krześle chłopaka z zaczerwienionymi oczami.
- Musimy pogadać. - Mruknąłem, a on posłusznie wstał wychodząc ze mną z pomieszczenia. Przyjrzałem mu się. Podkrążone oczy doprawione teraz czerwonym kolorem, sine usta i roztrzepane włosy nie były do tej pory jego znakiem rozpoznawczym. Wręcz przeciwnie, nienaganny i dobrze poukładany chłopak zawsze sprawiał wrażenie idealnego. Nie mam pojęcia jak to wszystko mogło zmienić się tylko w jedną noc. Tylko ubiór się nie zmienił. Biały t-shirt połączony z kremowymi spodniami. Norma.
- Jak śmiałeś się z nią spotkać? - Spytałem głową wskazując na blond kruszynę popijającą właśnie wodę z cytryną.
- To przyjaciółka. - Szepnął Louis. - Jedyna która mi została, bo żadne z was nie raczy odebrać telefonu.
- Dziwisz się? Zniszczyłeś swoje marzenia, zniszczyłeś nasze marzenia, zniszczyłeś One Direction. Mieliśmy pogłaskać się po główce? Poza tym to nie zmienia tego, że Ann jest ostatnią osobą do której miałeś prawo się odezwać! Ta dziewczyna mimo tego, że nie wygląda wciąż cholernie cierpi więc najlepszą rzeczą jaką mogłeś zrobić to się od niej po prostu odpierdolić.
- Minęło tyle czasu..
- I co z tego? Wiesz dlaczego wciąż jest dla ciebie taka miła? Bo nie obwinia cię o to, że się rozstaliście. Wciąż uważa cię za przyjaciela, wciąż chce się mieć przy sobie bo całą winę zrzuciła na siebie. Uważasz, że to w porządku? Ta mała niewinna istota codziennie coraz bardziej nienawidzi siebie za to, że pozwoliła ci odejść. A przecież to wcale nie było tak, mam rację? Znalazłeś sobie inną i ona przestała się liczyć, a ją okłamałeś, że się zmieniła..- Spytałem, a on spuścił wzrok na czubek butów nie odzywając się nawet słowem. - Może to i lepiej, że dałeś sobie z nami spokój. Może chociaż ona przestanie o tobie myśleć, poza tym żaden z nas nie mógł już patrzeć jak się oddalasz..
- Nie oddalam!
- Gówno prawda Louis. Powoli zapominałeś nawet o próbach na które wcześniej tak chętnie wspólnie biegaliśmy. Od kiedy znalazłeś sobie narzeczoną nie miałeś już czasu na nic związanego z nami. To nie powinno tak wyglądać. Obiecywaliśmy sobie, że nigdy nic nas nie rozłączy, że zawsze będziemy grać razem bo takie jest nasze przeznaczenie, a ty z dnia na dzień stwierdziłeś, że nie możesz. Wcześniej każdy z nas był tylko zszokowany, ale wiesz co teraz Lou? Teraz czujemy do ciebie czystą nienawiść. Już nie jesteś sobą, nie jesteś naszym Tommo którego tak bardzo kochaliśmy. Jesteś chłopakiem którego wcale nie znamy. - Powiedziałem przypatrując się jak spływają mu po policzku słone łzy. Zasłużył na prawdę, przynajmniej tak mi się wydaje. Nagle od tłu objęły mnie ciepłe dłonie przysuwając najbliżej jak się da.
- Znaleźli go! - Pisnęła Ann mało nie wgryzając mi się w łopatki w które ledwo sięgała. Odwróciłem się uśmiechnięty lekko unosząc ją w powietrzu.
- Kogo? - Spytał zdezorientowany Lou trzymający dłonie w kieszeniach.
- To już nie twoja sprawa. Wydaje mi się, że powinieneś już iść. - Powiedziałem szorstko, a ten posłusznie skierował się w stronę samochodu bez pożegnania.
- Coś się stało? - Blondynka podniosła wzrok zatrzymując się na moich tęczówkach.
- Nic Ann, nic.
- Muszę iść do Kath, mam nadzieję, że się nie obrazisz. No chyba, że chcesz iść ze mną.. - Powiedziała trzepocąc rzęsami. Gdy pokręciłem przecząco głową wystawiła mi język i pobiegła wzdłuż chodnika. Ja powoli ruszyłem w drugą stronę spacerując do czasu gdy zrobiło się trochę ciemniej, wtedy skierowałem się w stronę parku. Usiadłem na ławce wyciągając telefon na którego wyświetlaczu widniało kilka nieodebranych wiadomości. Zdziwiony, że nie poczułem ich nadejścia przypomniałem sobie, że od dawna miałem oddać go do naprawy. Odczytałem dwie z nich, dostarczone mi dwie godziny temu:
Nadawca: Daddy Direction godz. 15:20
"Niall, dobrze wiem, że popełniłem błąd. Nie ma cię już od pięciu godzin. 
Jeśli nie odezwiesz się, zaczynam Cię szukać."
Nadawca: Little Ann godz. 15:34 
" Cholera jasna, jeśli nie chciałeś iść ze mną bo planowałeś taką głupotę trzeba było to jeszcze raz przemyśleć. Liam dostaje nerwicy i chodzi w kółko martwiąc się o ciebie, o mnie już nie wspomnę. Harry wrócił właśnie do mieszkania i też nie jest zadowolony. Proszę odezwij się." 
W sercu poczułem nieznaczne ukłucie. Nie chciałem żeby Liam cierpiał. No może chciałem, ale byłem pewien, że zostawi to dla siebie nie wkręcając w to Ann ani co więcej cierpiącego Hazzy. Nagle zauważyłem kolejną wiadomość sprzed kilku minut. 
Nadawca: Little Ann godz. 17:45
"Wiem, że nie zrobiłeś sobie nic złego. Mam nadzieję, że chciałeś tylko odpocząć i dać sobie chwilę na namysł. Jeśli mam rację to mamy przechlapane. Liam właśnie zabrał rzeczy i pojechał szukać cię po Londynie. Proszę odezwij się do niego, bo nie jestem pewna czy w takim stanie powinien prowadzić. Dobrze wiem jak czasem potrafi grać na nerwach, ale to twój przyjaciel i zależy mu na tobie więc 
ogarnij się blondynie i zadzwoń do niego!" 
Nie chcąc by ten kretyn naprawdę doprowadził do czegoś niebezpiecznego wysłałem mu w sms'ie miejsce w którym się znajduję z zapowiedzią, że na niego czekam. Gdy odłożyłem komórkę do kieszeni poczułem jak kolejna seria Londyńskiego deszczu niszczy moją fryzurę. Skuliłem się więc w jednym miejscu starając się minąć jak najwięcej z nich. Nagle poczułem czyjąś dłoń układającą się na moim ramieniu. Podniosłem wzrok zauważając wlepione we mnie brązowe tęczówki. Szybki jest.
- Przepraszam. - Mruknął lekko ochrypłym głosem. - Naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak palant. W sumie zawsze się tak zachowuje, ale to tylko dlatego, że nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Ze złości na samego siebie próbuję wyżyć się najczęściej na tobie. Jednak teraz gdy zostawiłeś mnie na tak długo miałem wrażenie, że jestem całkiem sam, że nikt mnie już tutaj nie potrzebuje...
- Liam..
- Nie przerywaj mi. - Powiedział stanowczo. Złapał mnie za rękę i podniósł stawiając na wprost siebie. - Dobrze wiem, że nie jestem idealny. Dobrze wiem, że na ciebie nie zasługuję. Dobrze wiem, że nie masz już do mnie cierpliwości, ale potrzebuję cię. Po prostu cię potrzebuje. Bardziej niż wszystkiego na świecie, dlatego proszę... - Ciągnął przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku. - Nie zostawiaj mnie więcej na tak długo bo tracę zmysły. Gdy stałem sam w pokoju wpatrując się w drzwi za którymi zniknąłeś zdałem sobie sprawę, że zabrałeś też kawałek mnie. Kawałek bez którego nie można żyć. Rozumiesz? Jesteś dla mnie wszystkim.. - Oparł swoje czoło, a ja dokładnie mogłem przyjrzeć się teraz jego brązowym tęczówką. Były strasznie smutne. Smutne przeze mnie. Przysunąłem się czule go całując na znak, że wszystko jest w porządku gdy za plecami usłyszałem czyjś krzyk.
- NIAM ISTNIEJE NAPRAWDĘ! - Dziewczęcy głos wrzasnął na tyle głośno by cała okolica usłyszała co nas łączy. Świetnie, mamy przejebane. 

__
Pięć, pięć, pięć. No, no, no!
Co wy na to szkraby? ;*
Starałam się, serio.

środa, 14 marca 2012

004.

"Są noce, gdy przyszłość traci wszelką wagę, a spośród wszystkich jej chwil pozostaje tylko ta, w której postanowimy skończyć z sobą." - Emil Cioran
Zayn.

- Zayn, kurwa. - Warknął mi do ucha David przy okazji zdzierając ze mnie kołdrę. Wzdrygnąłem się czując zimny powiew wiatru przeszywający mój odkryty tors.
- Czego chcesz? - Spytałem ochrypłym głosem ze zmrużonymi oczami próbującymi uciec przed poranną falą słońca.
- Harry zniknął. - Powiedział. - Ubieraj się. - Dodał po czym zniknął z mojego pola widzenia. Jeszcze chwilę wpatrując się w sufit analizowałem to co powiedział. Najmłodszy członek naszego zespołu i jeden z piątki moich najlepszych przyjaciół prawdopodobnie rozpłynął się w powietrzu. Podniosłem się wciągając spodnie, po czym narzuciłem na siebie czarny top i nie tracąc więcej czasu wybiegłem z pokoju zastając chyba wszystkich, wraz z dziewczynami.. wszystkimi. No w sumie prawie wszystkich, David właśnie wybiegał sam a Louis'a najzwyczajniej w świecie nie ma.
- Gdzie Lou? - Spytałem zapinając pasek. Niall wlepił wzrok w podłogę jakby nie chciał o czymś ze mną rozmawiać,a Liam podniósł się z miejsca i z zaczerwienieniami na policzkach ruszył do drzwi. Gdy był już przy nich stanął dłoń kładąc na klamce.
- Louis'a już nie ma. - Powiedział szorstko i zniknął z hukiem.
- Idę z nim. Podzielcie się. Musimy go znaleźć póki nie zrobi sobie czegoś głupiego. - Nakazał Niall biegnąc za rozwścieczonym przyjacielem. Spojrzałem na stojące przede mną dziewczyny czekając, aż same uzgodnią w jakich parach idziemy.
- Pójdę z Kath. - Odezwała się Ann wpatrując się w Marly która kiwnęła jej głową jakby za to dziękowała. Blondynka złapała pod rękę siostrę Liam'a i zostawiły nas.
- Moim samochodem? - Spytała wsuwając dłonie do kieszeni zielonego płaszcza.
- Mój jest bezpieczniejszy. - Powiedziałem zawiązując sznurówki. Dziewczyna pokręciła nosem wychodząc przede mną. - Gdzie zaczniemy? - Mruknąłem zamykając drzwi na klucz.
- Musimy pogadać.
- Mamy o czym? Odeszłaś.
- Musisz wiedzieć dlaczego.
- Nie muszę Marly. Jeśli masz kogoś po prostu zostaw to dla siebie, nie mam zamiaru znów przez ciebie cierpieć.
- Myślisz, że kogoś sobie znalazłam?
- Nie widzę innego powodu dla którego mogłabyś zostawić mnie bez ostrzeżenia.
- Świetnie. Powiedziałabym ci Zayn jeśli zakochałabym się w kimś innym.
- Nie powiedziałaś mi nawet, że kochasz mnie, a co dopiero kogoś innego.
- Ty mi to niby powiedziałeś?
- Tak, po naszej wspólnej nocy. Nie wiem czy pamiętasz, ale od razu po tym wyznaniu zniknęłaś za drzwiami mojej sypialni zostawiając mnie na kolejne dwa tygodnie bez jakichkolwiek wieści.
- Zayn to nie tak..
- Nie wiem jak to było Marly i już nie specjalnie mnie to interesuje.
- Nic nie rozumiesz!
- Dokładnie i jestem niedojrzałym chłopcem. Każda mi to mówi, ale wiesz co? Żyje. I jak na razie nie narzekam. Więc lepiej ruszmy się szukać Hazzy zamiast rozmyślać nad tym co stało się miesiąc temu.  - Skończyłem rozmowę i wsiadłem do samochodu. Dziewczyna zrobiła to samo wlepiając wzrok w widoki za szybom. Może i przesadziłem, ale taka jest prawda. Niby zawsze wychodzi na to, że wszystko dzieje się z mojego powodu, lecz gdy jednak jest inaczej to oczywiście i tak zgoni się na Zayn'a. Zayn'a Naiwnego Malika. Włączyłem radio z którego na szczęście nie wypłynęła żadna z naszych piosenek. Marly wciąż siedziała w bezruchu ślepo wpatrując się w szybę. Trochę niepokojące zachowanie, jednak zważając na to co powiedziałem u dziewczyn całkiem normalne. Nie będę jej planem B. Z tamtym facetem nie wyszło to wraca z podkulonym ogonem do mnie tak? Jeszcze tego brakowało.
- Stój! - Krzyknęła nagle, a ja mimowolnie nacisnąłem hamulec mało nie lądując na kierownicy. Dziewczyna wybiegła z samochodu ruszając w stronę żeliwnego mostu na którego barierce stał wysoki chłopak W słońcu odbijały się tylko ciemne loki porozrzucane na wszystkie strony przez dość silny wiatr. Stanęliśmy pod nim wpatrując się z dołu w zaczerwienione policzki.
- On się nie zmieni. - Powiedział wciąż ślepo wpatrując się w rzekę.
- Harry zejdź, pogadamy. - Poprosiła szatynka odgarniając swoje głowy z twarzy.
- Nie ma o czym, to już nie mój Louis. - Warknął przez zaciśnięte zęby robiąc krok w przód.
- Harry.. - Ciągnęła łamiącym się głosem dziewczyna. Chłopak odwrócił się nagle patrząc na nią z góry.
- Straciliśmy go rozumiesz? To nie jest on Marly! On by nas nie zostawił! - Krzyczał lustrując wzrokiem przerażoną dziewczynę. Lecz nie tylko ona się bała. Stał tam drżąc ze strachu przed skokiem, jednak był na tyle zdeterminowany żeby to zrobić. A tego właśnie bałem się ja.
- Louis.. - Zacząłem a chłopak skierował morderczy wzrok na mnie.
- Louis kurwa Louis! Potrzebuję go rozumiesz?! Cholernie go potrzebuję, dużo bardziej niż ona! Ale on ma mnie gdzieś, mimo tego co razem przeżyliśmy on od tak ma mnie gdzieś! Zapomniał... Zapomniał, że jestem jego przyjacielem! A ja nie mogę. Nie mogę o nim zapomnieć po go potrzebuję! Tylko gdzie się podział? No gdzie kurwa jest kochany Louis gdy jego przyjaciel go woła?! Nie ma go, już od dawna go przy mnie nie ma. A mnie to boli. Bo wiesz co? Był dla mnie najważniejszy.. Wykrzyczał prawie zapominając o oddychaniu przy okazji machając rękami w każdą stronę mało nie spadając do rzeki. Nawet w takim wieku zachowuje się jak dziecko. Zamiast porozmawiać zrzuca winę na drugą osobę nie pozwalając jej na wyjaśnienia. Marly schowała twarz w dłoniach roniąc kilka słonych łez. Ja w tym czasie spojrzałem na rozwścieczonego Harry'ego który zaczął właśnie obracać się w stronę rzeki.
- A co ze mną!? - Usłyszałem zza pleców dobrze znany mi głos. Równo z lokatym odwróciłem głowę zauważając idącego w naszą stronę Davida. Z pewnością nie wyglądał na zadowolonego. - Na mnie ci już nie zależy? - Spytał stając pod Harrym bacznie mu się przyglądał. - Może dla ciebie znaczę mniej niż Louis, ale to właśnie Ty jesteś dla mnie wszystkim. Więc może skoczmy razem skoro tylko to jest dobrym wyjściem?
- Nie mów tak.. -  Syknął Lokaty.
- Czemu? - Powiedział wspinając się na miejsce obok niego. - Już cię to nie bawi?
- Przestań! - Krzyknął łapiąc go za rękę.
- Widzisz? To nie jest takie łatwe gdy bliska osoba chce ze sobą skończyć co? Więc dlaczego do cholery jasnej jesteś tak pierdolonym egoistom, że chciałeś mnie zostawić? - Spytał wpatrując się w niego. Harry w tym czasie złapał go za podbródek przyciągając jego usta do swoich. Na widok tej sceny odwróciłem się przy okazji zakrywając oczy. Byłem ich przyjacielem, mieszkałem z nimi pod jednym dachem, a ci nawet mi o tym nie powiedzieli. Owszem, można by było się domyślić widząc ich zachowanie jednak chyba nigdy nie byłbym na to przygotowany. Nagle poczułem czyjąś dłoń ciągnącą mnie w stronę samochodu.
- Nie przeszkadzajmy. - Szepnęła Marly. Posłusznie wsiadłem na miejsce kierowcy.
- I co, wychodzi na to, że Louis nie umie słuchać. - Powiedziałem zapinając pas.
- Nie tylko on. - Syknęła z wyrzutem dziewczyna ponownie wlepiając wzrok w szybę.
- Sugerujesz coś?
- Nie, skąd. Jeszcze tego brakowało.
- Kiedy niby cię nie słuchałem.
- Pomyślmy.. chociażby jak tutaj jechaliśmy.
- Bo to nie jest temat który chcę poruszać.
- Głupoty gadasz i tyle. Jesteś pierdolonym cykorem, który nie chce znać prawdy.
- Znam prawdę.
- Znasz swoje wymysły, które nie mają żadnego związku z prawdą.
- Więc niby jak było?
- Nie ważne, porozmawiamy o tym jak dorośniesz. Teraz odwieź mnie do domu. - Powiedziała kończąc rozmowę, po czym ruszyliśmy w dobrze znaną mi okolicę. Centrum przepełnione jak na tak wczesną porę i zero wolnych miejsc parkingowych. - Zatrzymaj się..
- Nie mogę.
- Zwolnij chociaż to wyjdę.
- Jeszcze tego brakowało. - Zaśmiałem się skręcając w pobliską kamienicę ulicę dalej. - Tu będzie dużo bezpieczniej. - Uśmiechnąłem się, a ona tylko spiorunowała mnie wzrokiem po czym trzasnęła drzwiczkami. Znów zostałem sam. Tracisz formę Zayn. W drodze do mieszkania wybrałem numer Louisa z nadzieją, że chociaż teraz odbierze. Nie mógł przecież rozpłynąć się w powietrzu z dnia na dzień zostawiając cały zespół. Lokaty musiał sobie coś ubzdurać, a ja musiałem to sobie wszystko wyjaśnić. Niestety, ku mojemu niezadowoleniu jedyne co usłyszałem to wkurzający dźwięk sekretarki sugerujący, że mój kochany przyjaciel po prostu wyłączył telefon mając mnie szczerze w dupie. Rzuciłem telefon na siedzenie pasażera i skręciłem pod nasze mieszkanie parkując w podziemiach. Cały dzień stracony na poszukiwania. Wszedłem do mieszkania zastając Ann wpatrującą się we mnie morderczym wzrokiem. Co ja tym wszystkim ludziom zrobiłem?
- Cześć. - Powiedziałem ściągając z siebie buty.
- Zachowałeś się jak kretyn. - Wycedziła przez zęby kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Dzwoniła?
- Oczywiście, że tak. Jesteśmy przyjaciółkami, a ty pierdolonym idiotom.
- Jasne, wszystko moja wina..
- A co, może jej?
- Tak! Jakby do cholery jasnej nikt nie zauważył to właśnie ja siedziałem sam w kącie wypłakując kurwa to, że mnie zostawiła bez słowa! Dlaczego z tym nikt się nie liczy?! Mam dość tego, że wszystko co mówię używacie przeciw mnie. Może jestem bez uczuć jednak nie pozwolę sobą pomiatać. - Wrzasnąłem ruszając w stronę łazienki w której się zamknąłem z nadzieją, że gdy tylko otworzę drzwi z powrotem dziewczyna rozpłynie się w powietrzu lub po prostu wróci do swojego mieszkania dając mi święty spokój.

__
wiem, wiem trochę do dupy.
kolejny niedługo. (Niall)

wtorek, 6 marca 2012

003.

"Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli."— Halina Poświatowska
Louis.
- Nie podoba mi się to. - Mruknęła półnaga dziewczyna wprost do mojego ucha. Jedną ręką próbowała właśnie dobrać się do moich bokserek drugą zaś odpinała ostatnie guziki jeansowej koszuli. Niechętnie odsunąłem ją od siebie siadając na krawędzi łóżka. Alison nie dała za wygraną wtulając się w moje plecy ustami muskając moją szyję. - Nie możesz mnie zostawić. - Dodała zsuwając z moich ramion koszulę która gdy tylko znów stanąłem na nogach wylądowała na swoim miejscu.
- To nasza szansa. Nie pozwolę im tego zmarnować. - Wytłumaczyłem jej wbijając wzrok w widoki za oknem. Poranne Londyńskie słońce dawało z siebie wszystko rozświetlając resztki nocnego mroku. Mimo faktu, że nigdy specjalnie nie przepadałem za tak wczesnym wstawaniem, dla tak cudownego wzroku warto się poświęcić.
- Dopiero się zaręczyliśmy.. - Usłyszałem z drugiego końca pokoju. Odwróciłem głowę zauważając jak dziewczyna wciąga na siebie ciemne dżinsy. - Chcesz to zniszczyć? - Powiedziała wprawiając mnie w osłupienie. Nigdy nie myślałem, że będę musiał decydować między miłością mojego życia a spełniającym się marzeniem.
- Naprawdę myślisz, że chcę zniszczyć to co między nami jest? - Spytałem z niedowierzaniem opierając się plecami o ścianę i bacznie przyglądając się jej idealnemu ciału. Dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę kręcąc przecząco głową. Mój wzrok jednak zgarnęła pojedyncza łza spływająca wzdłuż jej bladego policzka. Przestraszony, że zrobiłem coś nie tak podszedłem obejmując ją w tali, tak by spokojnie mogła wtulić się w mój tors. Zaciągnąłem się mocniej powietrzem czując przyjemny zapach jabłkowego szamponu podkradanego współlokatorowi. Przejechałem wzdłuż jej włosów odgarniając kilka by spokojnie móc przyjrzeć się jej idealnym rysom twarzy. Jedyne co tu nie pasowało to czerwone obramowania załzawionych oczu.
- Kochasz mnie Louis? - Szepnęła niepewnie przytulając się do mnie nieco mocniej, przy okazji wbijając mi pomalowane paznokcie w plecy. - Proszę powiedz, że wciąż mnie kochasz.
- Oczywiście, że tak. - Zapewniłem ją składając czuły pocałunek na czole. - I nigdy nie przestanę.
- A możesz obiecać, że niezależnie od tego co wypłynie teraz z moich ust, wciąż będziesz mnie kochał? - Spytała podnosząc wzrok na moje zielone tęczówki. Przytaknąłem tylko, a ona spokojnie pociągnęła mnie w stronę kanapy. Gdy opowiadała mi o wszystkim jej głos drżał od niepewności przemieszanej z przerażeniem wprawiając mnie w większe osłupienie niż sam wypowiadany teks. Przytuliłem ją do siebie zapewniając, że zawsze będę przy niej po czym zostałem sam wsuwając się głębiej w fotel, gdy ona ruszyła do pracy. Oparłem łokcie na kolanach wlepiając wzrok w podłogę. Nic nie gra. Nic nie jest tak jak powinno. Wszystko pierdoli się niczym jebane domino. Próbując o tym nie myśleć podniosłem się z miejsca ruszając do dobrze znanego mi pokoju. Uchyliłem lekko drzwi zauważając nagiego chłopaka leżącego na brzuchu pośród rozrzuconej pościeli. "Niechluj." Uśmiechnąłem się do siebie wchodząc do środka. Jako, że nie przyszedłem by obserwować jego pośladki otwartą dłonią uderzyłem go w jeden z nich powodując krzyk i kilka niekulturalnych słów skierowanych w moją stronę. Zaśmiałem się w odpowiedzi i usiadłem obok niego.
- Czego chcesz? - Warknął ochrypłym głosem obracając się na plecy przy okazji ukazując się w całej swojej okazałości.
- Musimy pogadać.
- Teraz zachciało ci się ze mną gadać?
- Zawsze z tobą gadam.
- Kiedy ostatnio? - Spytał a ja zamilkłem na chwilę próbując sobie przypomnieć. To niesamowite, jak szybko czas płynie w towarzystwie Alison i jak szybko Harry zniknął z mojego pola widzenia na tyle, abym nie zamienił z nim nawet kilku słów. - No właśnie, przychodzisz tylko gdy masz problem. - Powiedział po dość długiej ciszy.
- Jeśli nie chcesz nie musimy rozmawiać.
- Ja nie chcę?! Louis, latam do ciebie codziennie, a Alison po prostu mnie spławia. Mam dość upominania się o naszą przyjaźń!
- Wciąż jesteśmy przyjaciółmi.
- Gówno prawda. - Warknął podnosząc się z łóżka i ruszając w kierunku szafy.
- Nie chcesz się przyjaźnić, tak?
- Nazywasz to przyjaźnią? Lou, nie utrzymujemy ze sobą kontaktu mimo tego, że mieszkamy razem.
- Jestem zakochany, powinieneś to uszanować.
- Szanuję, dlatego staram się nie wpadać w twoje życie z moimi problemami.
- To idiotyczne. Jeśli tylko chcesz porozmawiać zawsze..
- Nie kłam. Nigdy cię dla mnie nie ma. Od jakiegoś czasu liczy się tylko i wyłącznie Alison.
- To moja narzeczona.
- Wiem, wiem też o wszystkim co między wami się stało. A ty co wiesz o moim życiu przyjacielu? Zmieniło się u mnie dość dużo, o czym wiesz? - Spytał stając nade mną z zaczerwienionymi od złości policzkami. Nie widziałem go nigdy w takim stanie. No może raz jak pokłócił się z Zayn'em, jednak w stosunku do mnie nigdy się tak nie zachowywał. Podniosłem się z miejsca wpatrując się w jego zielone tęczówki. Miał racje. Zmienił się. Cholernie się zmienił a ja nawet nie zauważyłem kiedy. I chyba to bolało najbardziej. Odsunąłem się ruszając w kierunku drzwi gdy chłopak złapał mnie za ramię przyciągając z powrotem na miejsce.
- Odechciało ci się rozmów? - Spytał nieprzyjemnym tonem krzyżując dłonie.
- Naprawdę chcesz teraz gadać?
- Nigdy nie jest za późno.
- Nie jadę w trasę. - Powiedziałem spuszczając wzrok na panele podłogowe. Czułem jak Harry wbija we mnie swoje niedowierzające spojrzenie czekając, aż powiem, że żartuje jednak tak się nie stało.
- Że coś ty kurwa powiedział? - Spytał przerywając ciszę.
- Nie jadę z wami w trasę.
- Louis! Cholera jasna to nasza szansa chcesz to zniszczyć tak?
- O niczym innym nie marzę. - Syknąłem kręcąc głową. - Nie chcę nic niszczyć. Musiałem wybrać między ważnym a ważniejszym.
- I tym ważniejszym okazała się niech zgadnę Alison?
- Można tak powiedzieć.
- Louis.. - Usiadł z powrotem na łóżko łapiąc głowę w dłonie. - Nie możesz zaprzepaścić tego na co pracowaliśmy przez cały ten rok.
- Pojedziecie beze mnie. Nic się nie stanie.
- Nic się nie stanie?! Człowieku, bez ciebie zespół przestanie istnieć.
- Zayn, Liam, Ty i Niall. Wasza czwórka da sobie radę.
- Czwórka. No właśnie Louis czwórka, a o ile się nie mylę One Direction składa się z pięciu osób.
- Znajdziecie kogoś na moje miejsce.
- Wyjdź. - Rozkazał pokazując dłonią drzwi. - Wyjdź! - Warknął gdy nie ruszyłem się z miejsca. Nie chcąc go jednak denerwować jeszcze bardziej po prostu zamknąłem za sobą drzwi. Założyłem buty i wcisnąłem dłonie do kieszeni spodni. Może któryś z reszty okaże się bardziej dojrzały niż lokaty. W końcu to jeszcze dziecko które nie rozumie tego, że mam własne życie które nie kręci się w okół zespołu. Kilka kroków dalej zatrzymałem się pod kolejnymi drzwiami. Dwa stanowcze puknięcia wywołały jego właściciela witającego mnie szczerym uśmiechem.
- Louis! Nie spodziewałem się ciebie o tej porze. Liam jeszcze śpi. - Powiedział wpuszczając mnie do środka. Zaspane oczy i porozrzucane blond włosy świadczyły o tym, że dopiero wstał.
- Muszę ci coś powiedzieć. I mam nadzieję, że przekażesz to ode mnie reszcie. Mogę na ciebie liczyć? - Spytałem siadając na kuchennym krześle. Niall spojrzał na mnie prawdopodobnie nic nie rozumiejąc po czym skinął głową zgadzając się. -  Nie myśl, że to co teraz powiem było łatwą decyzją, ale niestety muszę pożegnać się z zespołem. To nastąpiło tak szybko i gdyby nie trasa z pewnością wciąż grałbym z wami, jednak pół roku to zbyt długo żebym mógł od tak wszystko zostawić. Dużo rzeczy dziś się zmieniło i nie mam innego wyboru niż pożegnać się z jednymi marzeniami na rzecz drugich. - Powiedziałem, a raczej szepnąłem wpatrując się w blat po którym teraz zacząłem robić nerwowe kółka palcem. Bałem się reakcji blondyna, tak samo jak obawiałem się słów najlepszego przyjaciela.
- Lepiej żeby cię tu nie było gdy Liam wstanie. - Powiedział surowym tonem Niall po czym zniknął za drzwiami sypialni. Wiedząc, że rozmowa, a raczej mój monolog się już skończył podniosłem się z miejsca wracając do swojego pokoju. Harry gdzieś zniknął. Prawdopodobnie żali się teraz Davidowi jakim to złym przyjacielem się okazałem i jak wielki błąd popełnił ufając mi. Mówi się trudno. Złapałem za stojącą w szafie walizkę i zacząłem wrzucać do niej wszystkie należące do mnie rzeczy, gdy spakowałem je zrobiłem dokładnie to samo z ubraniami mojej narzeczonej po czym wpakowałem bagaże do samochodu. Wsiadłem na miejsce kierowcy i spokojnie odpaliłem silnik ruszając do rodzinnego domu. Potrzebowałem pomocy rodzicielki. Skoro musiałem zmienić się z roli dziecka na rolę ojca, powinienem z nią o tym porozmawiać. W końcu ona wie wszystko lepiej niż ja. Po niespełna trzech godzinach podróży stanąłem pod niedużym domem, bez jakiegokolwiek ogrodzenia. Wysiadłem wchodząc do środka. Ruszyłem w kierunku kuchni zastając krzątającą się po niej matkę.
- Tęskniłem. - Szepnąłem opierając się ramieniem o futrynę. Na dźwięk mojego głosu mama mało nie dostała zawału, po chwili dopiero odwróciła się rzucając mi się na szyję.
- Louis! - Krzyknęła całując mnie w policzek i mało nie wylewając z siebie strumienia łez. - Co cię sprowadza? - Spytała wycierając tylko jedną słoną kroplę spływającą wzdłuż jej bladego policzka.
- Potrzebuje pomocy. - Uśmiechnąłem się niedbale po czym wskazałem dłonią na walizki. Mama tylko zaśmiała się po czym zaoferowała mój stary pokój obiecując, że Lottie, ani reszta nie będą nam przeszkadzać. Ruszyłem na górę zabierając ze sobą bagaże. Położyłem się na dobrze znane mi łóżko i wyciągnąłem z kieszeni telefon wibrujący mi od wyjazdu z Londynu. Tylko 30 połączeń nieodebranych i 21 sms od chłopaków z którymi mimo faktu, że chciałem nie mogłem porozmawiać. Wybrałem numer do Alison tłumacząc wszystko i oferując przyjazd po nią na sesję. Odpisała jednak krótko i zwięźle "Śpię u Sophie." wprowadzając mnie w osłupienie. Pokłóciłem się z przyjaciółmi, wyprowadziłem z mieszkania, a noc spędzę sam. "Świetnie Louis'ie Tomlinson'ie. Ten dzień należy do chyba najlepszych w twoim życiu." Pomyślałem przykrywając się kołdrą. Mimo wciąż nie najpóźniejszej pory jedyne o czym myślałem to sen. Sen który na chwilę pozwoli mi oderwać się od tej pojebanej rzeczywistości której z minuty na minute mam coraz bardziej dość.

_
Louis.
kolejny w kolejce Zayn.
komentarze spadają.
chęci również. 

niedziela, 26 lutego 2012

002.

ROZDZIAŁ II
 "Nawet największy sukces w życiu publicznym nie wynagrodzi porażki w domu." Benjamin Disraeli
Niall
Usiadłem na fotelu opierając łokcie na kolanach bacznie obserwując krzątającego się po pokoju Liam'a. Muszę zastanowić się co dalej z nami będzie, ale jak mam myśleć racjonalnie, skoro paraduje przede mną w samych spodenkach skutecznie odciągając mnie od poważnych spraw? Złapałem za butelkę od piwa upijając kilka kolejnych łyków.

- Musisz tyle pić? - Zapytał stojący nade mną chłopak. Podniosłem głowę i wywróciłem teatralnie oczami wracając do butelki. Dopiero, gdy zniknęła połowa zawartości głęboko odetchnąłem odkładając ją na stolik.
- Ja piję, Ty palisz. - Skomentowałem złośliwie i rozłożyłem się wygodnie. Liam parsknął śmiechem krzyżując ręce.
- Więc robisz mi to na złość? - Zapytał a ja pokiwałem głową. Nie mam zamiaru go oszukiwać, jeśli on może wpaść w jeden nałóg ja mogę w drugi. Uśmiechnąłem się szeroko i stanąłem na nogi wpatrując się w jego brązowe oczy. - Ty nie masz problemów..
- Ty masz, a, o ile pamiętam jesteśmy razem. Więc twoje problemy są moimi. Pogódź się z tym. - Syknąłem i chciałem go minąć, ale ten złapał mnie za ramię przyciągając bliżej. Oparł się czołem o moje dłonią błądząc po policzku. Dobrze wiedział jak to na mnie działa. Dobrze wiedział jak on na mnie działa. I bardzo dobrze wiedział, że nie mogę się mu, wtedy postawić.
- Nie niszcz sobie przeze mnie życia.. - Poprosił błagalnym tonem, a jego oczy powoli zaczynały się szklić. Rozumiem, a raczej staram się zrozumieć jak to wszystko go boli. Lecz on musi zrozumieć, że za żadne skarby nie pozwolę mu odejść. Przynajmniej, póki nie będę pewien, że da sobie radę.
- Liam, kocham Cię i przejdziemy przez to razem... - Przejechałem po jego włosach uśmiechając się najczulej jak potrafiłem. - Czy tego chcesz czy nie. - Dodałem a ten przechylił się lekko muskając moje usta. Drżał. Drżał, bo to wszystko powoli rozrywało go od środka. Nie mam pojęcia jak jeden kruchy chłopak może trzymać w sobie tyle emocji. Dlatego muszę przy, nim być, niezależnie od tego co powie czy zrobi nie zostawię go, choćby było to jego ostatnie życzenie. Przejechałem dłonią po jego torsie dokładnie analizując każdy kawałek jego ciała. Był idealny, idealny, ale strasznie zamknięty. Odsunąłem go od siebie zastając zaskoczone spojrzenie.
- Mogę Cię o coś prosić? - Spytał niepewny, a ja automatycznie kiwnąłem głową.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Czy mogłaby przez jakiś czas zamieszkać z nami Kath?
- To twoja siostra, a to twoje miesz..
- Nasze mieszkanie Niall, dlatego Ty też musisz się zgodzić. - Uśmiechnąłem się na dźwięk słowa "nasze". Od, kiedy pamiętam Liam był strasznie odosobniony, dlatego każdy nawet najmniejszy przejaw jego uczuć czy myśli był o wadze złota i nawet tak zwykłym słowem oznaczającym nas razem nie można pogardzić.
- Pokój gościnny stoi przed nią otworem. - Zapewniłem i odsunąłem się od niego ruszając do kuchni. Jedyną rzeczą jaka znajdowała się w lodówce było światło, więc prędzej czy później i tak musiałem wyjść z domu zostawiając go. Tom mimo tego, że wie, że jesteśmy razem woli abyśmy nie pokazywali się tylko we dwóch, bo powoli robi się to podejrzane. Może i ma racje, co jak co, ale nie jestem najlepszy w pohamowywaniu się, jeśli chodzi o tego przystojnego szatyna. Ruszyłem do sypialni biorąc portfel i kurtkę, po czym pocałowałem Liam'a w policzek na pożegnanie i zniknąłem za drzwiami pukając do mieszkania obok.
- Taaak? - Spytał dobrze znany mi i dość dziewczęcy głos. Zza drzwi wyłoniła się niska blondynka o rażąco błękitnych oczach. Mimo faktu, że na zegarku widniała dokładnie dwunasta godzina, ta wyglądała jakby ledwo co zsunęła się z łóżka. Chociaż to nawet prawdopodobne widząc jasnoróżową piżamę którą kupił jej Harry. Przetarła zaspane oczy uśmiechając się uroczo na mój widok.
- Wybierzesz się ze mną..
- Do sklepu? - Zaśmiała się otwierając szerzej drzwi. - Tylko po to ostatnio do mnie przychodzisz. - Powiedziała z wyrzutem, ale po chwili znów się zaśmiała i ruszyła w stronę sypialni. - Daj mi dziesięć minut. - Przytaknąłem i usiadłem na krześle kuchennym wpatrując się w zegarek. Tak jak zapowiedziała tak wyszła. To niesamowite, że większość dziewczyn na przygotowanie się potrzebuje ponad trzydziestu minut, a takiej jednej Ann starcza jedna trzecia, żeby wyglądała jak bóstwo w zwykłych poprzecieranych jeansach i białym T-shircie. Nie mam pojęcia jak Louis mógł ją zostawić, na szczęście przynajmniej ona nie ma mu tego za złe. Podeszła do mnie uśmiechnięta i złapała pod rękę prowadząc w stronę drzwi.
- Tym razem ja jadę w wózku. - Zapowiedziała, a ja tylko przytaknąłem. Co jak co, ale ja nie mam zamiaru zadzierać z tym małym diabłem. Niby to takie niewinne, ale jej dom poszedł z dymem po sylwestrowej imprezie dwa lata temu. Dlatego z resztą dzisiaj mieszka tutaj. Otworzyłem jej drzwiczki a ta z gracją usiadła na miejscu zakładając nogę na nogę.
- Dzisiaj gdzieś balujemy? - Spytała jeszcze lekko ochrypłym głosem. Alkoholiczka.
- Nie wiem musisz zapytać..
- Zayna?
- Czy zawsze musisz za mnie..
- Kończyć zdania?
- To nie..
- Owszem, jest zabawne. - Zaśmiała się, a ja z pewnością zarumieniłem się ze złości, ale po chwili, gdy spojrzałem na jej śnieżnobiały uśmiech mi przeszło. W końcu nie umiem się na nią złościć. To cholerne małe dziewczę działa mi na nerwy nawet tym, że nie może działać mi na nerwy. Idiotyzm. Zaparkowałem przed supermarketem i zaczęło się. Najpierw 18-latka (chociaż wcale na taką nie wygląda) wymyśliła jakieś durne wyścigi do koszyka, który oczywiście przegrałem, bo dowiedziałem się, że takowy się odbył, gdy ona dobiegła pierwsza. Oszustka. Później postanowiła, że na zakupy daje nam piętnaście minut i, jeśli nie zdążymy przez najbliższy tydzień omijamy kluby szerokim łukiem. Nie chce mi się specjalnie wierzyć, że wytrzymałaby tyle, ale nie ważne. Oczywiście, że zdążyliśmy. Ekspresowe zakupy były naszą specjalnością. Otworzyłem bagażnik wkładając torby, gdy z głośników wydobył się dźwięk jednej z piosenek Cheryl Cole, a wraz z nią ciche podśpiewywanie przyjaciółki.
- Nie wiem dlaczego nic z tym nie zrobisz.. - Spytałem odpalając silnik. Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Z czym?
- Z talentem?
- Nie jestem pewna czy ekspresowe zakupy są jakimś..
- Dobrze wiesz, że mówię o twoim głosie Ann.
- Tak wiem, ale działa mi na nerwy fakt, że nie chcesz odpuścić.
- Bo się marnujesz.
- Nie prawda, jest masa dziewczyn śpiewających lepiej ode mnie. Nie mam zamiaru się ośmieszać.
- Gówno prawda.
- Wiesz lepiej?
- Boisz się, ale nie masz czego. Nasza szóstka zawsze jest przy tobie. Wiesz?
- Wiem, ale to nic nie zmienia. - Uśmiechnęła się i zakończyła rozmowę. Zawsze jak nie ma ochoty więcej rozmawiać wlepia wzrok w szybę i wykrzywia buzię w dziwnym dzióbku. Dziwna.
- Zastanów się jeszcze. - Poprosiłem, gdy wychodziła z samochodu. Udała jednak , że nic nie słyszała i poszła na górę zostawiając mnie samego z torbami. Gdy w końcu, ledwo wtargałem je na górę, Liam siedział na przeciw młodej, zapłakanej dziewczyny. Wnioskując po tych samych rysach twarzy i kolorze włosów to właśnie była jego siostra. Odstawiłem rzeczy do kuchni i ruszyłem się przywitać.
- Pytam po raz ostatni. - Powiedział dość srogim tonem Liam łapiąc się za głowę. - Kto do cholery jasnej jest ojcem?! - Krzyknął a biedna i zapłakana dziewczyna podskoczyła w miejscu. Złapałem chłopaka za ramię.
- Póki nie dowiem się, kto jest ojcem nie pomogę ci. Więc lepiej o tym się zastanów, nocując u którejś z koleżanek. - Warknął i wyszedł trzaskając drzwiami od sypialni. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na mnie, po podniosła się z miejsca ruszając w stronę drzwi. Jej brat był narwany, ale mimo tego, że działała mu na nerwy kochał ją. A, jeśli on to i ja.
- Przepraszam za niego. - Mruknąłem. - Jestem Niall.
- Kath. Miło mi. - Uśmiechnęła się niemrawo i minęła mnie robiąc kroki w stronę windy. Nie mogłem pozwolić na to, aby oddaliła się za daleko. Jeśli cokolwiek, by się jej stało Liam nie wybaczyłby tego mi, a co dopiero sobie. Złapałem ją pod rękę prowadząc w stronę innych drzwi.
- Mam dla Ciebie lepszy nocleg. - Zapewniłem pukając do mieszkania, z którego wyłoniła się brudna od czekoladowego sosu Ann.
- Żartujesz? Drugie zakupy w ciągu godziny? - Spojrzała na mnie wycierając usta. Dopiero po chwili zauważyła stojącą obok mnie dziewczynę zalaną łzami. Wysunęła się w jej stronę bacznie przyglądając. - No tak, Liam ma siostrę. - Uśmiechnęła się i wyciągnęła ku niej rękę. - Jestem Annabelle, a ty to..
- Kath. - Przedstawiła się lekko ściskając jej dłoń. Przyjaciółka wpuściła nas do środka, gdzie szczegółowo opisałem całe zajście z jej bratem.
- Jasne, mam wolny pokój, a towarzystwo zawsze się przyda. -Powiedziała, a Kath po raz pierwszy dzisiaj chyba uśmiechnęła się naprawdę szczerze. Podziękowałem małej całując w policzek i zostawiłem je same aby mogły się lepiej poznać. W moim mieszkaniu było nad wyraz cicho. Liam z pewnością zaszył się gdzieś w kącie, świetnie. Zrzuciłem buty i otworzyłem drzwi od sypialni zastając go rozwalonego na łóżku. Śpi, mimo tego, że dopiero piętnasta on śpi, a ja nie mam serca mu przerywać. Powoli i najciszej jak potrafiłem skierowałem się do łazienki.
- Chodź do mnie. - Mruknął lekko ochrypły głos. Odwróciłem się zastając wlepione we mnie tęczówki. Posłusznie ułożyłem się obok Liam'a wtulając w jego tors. Mimo koszulki którą musiał założyć przed przyjściem Kath, od jego ciała biło niesamowite ciepło. Wsunąłem dłoń pod biały t-shirt opuszkami palców przejeżdżając po jego skórze. Chłopak spojrzał na mnie, po czym przechylił się w moją stronę czule całując. Jego dłonie zaczęły błądzić po moich plecach, przy okazji delikatnie masując je. Uwielbiam go. Uwielbiam to, jak mnie dotyka. Uwielbiam to, jak do mnie mówi. Nie jestem pewien, czy to jest miłość, ale, jeśli tak to muszę być zakochany za zabój. Pomogłem ściągnąć mu zbędne rzeczy kładąc się na, nim. Kilka razy musnąłem ustami jego szyje, gdy zaskrzypiały drzwi.
- Ekhm, ekhm. - Usłyszałem za plecami. Szybko zeskoczyłem z szatyna zauważając w drzwiach Louisa. - Mamy próbę panienki. - Rzucił i zniknął. Dobrze, że to właśnie on przyszedł nas powiadomić, bo jako jedyny z chłopców wie o tym co między mną a ubierającym się Liam'em jest. Wyszliśmy z budynku zastając prawie wszystkich. Prócz Zayn'a, ale on dość często się spóźnia. Usiadłem na tylnym siedzeniu między Li, a Louisem, który przyssał się do szyby jakby się mnie bał. Idiota. Gdy Malik się znalazł ruszyliśmy do studia przed, którym stało grono nastolatek piszczących jak zwykle. Wyszliśmy z samochodu robiąc sobie z nimi kilka zdjęć. Fanki są naprawdę niesamowite, jednak ton ich głosu mógłby się trochę zmienić, nie obraziłbym się. Próba zaczęła się, jak zwykle od "What Makes You Beautiful", co nie specjalnie spodobało się Zayn'owi, który zaczął marudzić coś o tym, że piosenka nie jest już na tyle fajna aby ciągnąć ją dalej. No przecież on wie wszystko najlepiej. Później Louis pośpieszał wszystkich opowiadając jak to ważną randkę ma dziś ze swoją narzeczoną. Urocze, naprawdę ujmujące. Od kiedy poświęca Alison (za którą chyba żaden z nas specjalnie nie przepada) cały swój wolny czas, coraz bardziej się od nas oddala. Na koniec tuż przed wyjściem Liam dostał telefon od swojej zrozpaczonej mamy pytającej o córkę. Mój chłopak próbował kłamać, jednak , że nie jest w tym mistrzem rodzicielka zorientowała się zapowiadając przyjazd nazajutrz co całkowicie popsuło mu humor. W mieszkaniu dało to o sobie znać. Już przy wejściu wyciągnął małą paczuszkę wkładając jednego z papierosów do ust.
- Liam..
- Nie kłóć się to nic nie zmieni. - Mruknął uciszając mnie. Z drugiej kieszeni wysunął zapalniczkę. Zadowolony papierosem usiadł na kanapie zakładając nogi na stół, a ja nie mając ochoty dłużej się temu przyglądać ruszyłem do sypialni udając się spać. Jutro ciężki dzień...


__
Niall trochę krótszy od Zayn'a.
Kolejny Louis. Liczę na opinię ;)
z uroczą dedykacją dla uroczej Kingi.

środa, 22 lutego 2012

001.

ROZDZIAŁ I 
„Kiedy się czuje pociąg fizyczny, nieczystą namiętność fizycznych kształtów, to nie jest miłość. Miłość jest pożądaniem czyjejś duszy.”Stanisław Dygat
Zayn
Obudził mnie dźwięk telefonu. Otworzyłem zaspane oczy rozglądając się po pokoju. Obok siebie zauważyłem wtuloną w mój bok ciemnowłosą dziewczynę. Pokręciłem głową próbując przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, gdy telefon znów zadzwonił. Na wyświetlaczu widniał napis "Trisha". Nie mając specjalnie ochoty na kolejną rozmowę o uczuciach z matką wyciszyłem go wrzucając do przewieszonych przez fotel jeansów. Naciągnąłem na siebie biały t-shirt po czym wciągnąłem spodnie i gotowy do wyjścia złapałem za klamkę.
- Wybierasz się gdzieś? - Spytał lekko ochrypły, dziewczęcy głos. Odwróciłem się na pięcie wlepiając wzrok w roznegliżowana nastolatkę przeciągającą się na łóżku. Nawet po pijaku mam niezły gust. Szczupła lekko, chyba naturalnie opalona z cudownym uśmiechem. Można się zakochać, albo.. no właśnie zrobić to co ja i się zmyć. Obróciłem się z powrotem znów próbując otworzyć drzwi. - Zadałam Ci pytanie Zayn. - Warknęła jakby zdenerwowana. Parsknąłem śmiechem po czym nie mając ochoty na dłuższe ciągnięcie tej scenki zostawiłem ją samą. Założyłem trampki i bluzę już po chwili znajdując się na ulicy. Zarzuciłem na głowę kaptur wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Włożyłem jednego do ust szukając zapalniczki. Gdy zorientowałem się, że zostawiłem ją u dziewczyny zdenerwowany tym faktem schowałem papierosa i wsunąłem dłonie do kieszeni wyczuwając kolejną falę wibracji. "Nie odbiorę, nie licz na to." pomyślałem nawet nie sprawdzając kto to. Od kiedy pamiętam matka próbuje wtrącić się, a raczej zawładnąć moim życiem na tyle abym spokojnie mógł spiknąć się z córką którejś z jej koleżanek. Jeszcze tego brakowało. Machnąłem ręką na taksówkę. Gdy się zatrzymała wsunąłem się na tylne siedzenie, a do uszu dotarł mi początkowy dźwięk "What Makes You Beautiful".
- Mógłby pan wyłączyć? - Poprosiłem, a kierowca skinął głową przełączając na inną stacje. Od kiedy Marly powiedziała, że to jej ulubiona piosenka każdy najcichszy jej dźwięk sprawia cholerny ból. A ja mam już dość bólu. Przetarłem rękawem lekko zaparowaną szybę przyglądając się przechodnią. Kilka starszych pań spacerujących po zakupy nie było specjalnie upragnionym obiektem do oglądania, ale czego innego można spodziewać się o dziewiątej nad ranem? Gdy samochód stanął, zapłaciłem i wychodząc oberwałem kilkoma ciepłymi kropelkami deszczu prosto w twarz. Londyn potrafi zaskakiwać. Wbiegłem do wieżowca zastając to czego nie przewidziałem. Moja matka siedząca na jednej z krwistoczerwonych kanap wpatrywała się we mnie jakbym wybił jej najbliższą rodzinę.
- Zayn Javadd Rogan Josh Malik, raczył się pojawić! - Syknęła przez zaciśnięte zęby. To już trzeci raz gdy zwraca się do mnie wszystkimi imionami, więc albo jest na mnie naprawdę zła, albo ma jakiś plan który najprawdopodobniej mi się nie spodoba. - Ściągnij ten kaptur. Jak ty wyglądasz! - Podeszła bliżej po czym śliniąc palec starła resztki szminki wczorajszej dziewczyny, przynajmniej tak mi się wydaje. Zrobiłem krok w tył dając znak, że nie bawi mnie to co robi i nie interesuje to co planuje, a ona tylko uśmiechnęła się biorąc mnie za rękę i ruszając w stronę windy. Wcisnęła odpowiedni guzik i ruszyliśmy na siódme piętro. Drzwi od mojego i Davida mieszkania były otwarte, a z wnętrza dochodziły dziwne odgłosy świadczące o obecności Harry'ego. Pchnąłem drzwi przepuszczając w nich rodzicielkę po czym zabrałem od niej kurtkę wieszając na jednym z wieszaków.
- Co tu się dzieje? - Spytałem widząc turlającego się po środku pokoju lokatego. On i David to chyba najbardziej dziecinne osoby w całym moim otoczeniu. - Który tym razem robi za coś w rodzaju księżniczki?
- Wybacz Zayn, tym razem Styles objął tę role. - Spojrzał na mnie przepraszająco blondyn po czym wybuchnął śmiechem i wrócił do przepychanki. Machnąłem ręką i wyciągnąłem papierosa znów wkładając go do ust i odpaliłem go leżącą na stoliku zapalniczką. Matka obdarowała mnie morderczym spojrzeniem siadając na krześle.
- Ile razy mam Ci powtarzać abyś to rzucił? - Spytała srogim tonem.
- Aż do ciebie dotrze, że mam to gdzieś. - Rzuciłem. Włączyłem czajnik wyciągając w tym czasie dwa kubki. - Kawa czy herbata?
- Herbata. - Odpowiedziała po czym złożyła ręce wpatrując się w swoje palce. - Mogę Cię o coś prosić?
- Jasne, o herbatę.
- Zayn!
- Słucham?
- Nie mów słucham bo cię.. - Zaczął Harry, ale dostając zgrabnego ciosa w nos od blondyna upadł na ziemię zamykając się. Machnąłem ręką na podziękowanie po czym wróciłem wzrokiem na rodzicielkę. Dobrze wiem co ta kobieta kombinuje, ale za żadne w świecie skarby nie dam się w to wkręcić. Gdy czajnik zaczął dzwonić zalałem dwa kubki wciąż zaciągając się trzymanym w ustach papierosem.
- Więc mogę Cię o coś prosić?
- Zależy o co..
- Moja koleżanka..
- Nie. - Przerwałem jej gasząc peta.
- Ale ona ci się spodoba!
- Nie, nie i jeszcze raz nie! - Krzyknąłem po czym upiłem kilka łyków kawy próbując się uspokoić. Trisha spojrzała na mnie zdziwiona, a jej oczy powoli nabierały czerwonego koloru. - Masz zamiar ryczeć bo nie chce umówić się z córką twojej koleżanki? - Spytałem ironicznie gdy jedna łza spłynęła po jej policzku. Kobieta pokręciła głową podnosząc się z miejsca.
- Lepiej już pójdę. - Odpowiedziała lekko drżącym tonem ruszając do wyjścia.
- O której mam być?
- 15 - Uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami. Nienawidzę tego. Złapałem za kubek i rozsiadłem się wygodnie na fotelu wpatrując się w tę idiotyczną dwójkę. David jest synem naszego menedżera, chociaż nigdy tego przeuroczego blondyna bym o to nie posądził.W przeciwieństwie do dość srogiego ojca, chłopak był jednym z nas. Ciągle uśmiechniętym, skorym do zabaw dzieciakiem z marzeniami. Trochę innymi niż nasze bo planuje być gitarzystą, ale muzyka to muzyka. Najpierw przyjaźnił się ze mną. Najbardziej, ze mną dlatego postanowiliśmy zamieszkać wspólnie. Mieszkanie w pojedynkę wcale nie jest tak przyjemne, jak może się zdawać. Historia z Harrym zaczęła się dopiero gdy Louis zaczął coraz więcej czasu poświęcać swojej dziewczynie, nie zważając na uczucia przyjaciela który przylgnął do Davida i tak zostało. Owszem, na początku byłem dość poważnie zazdrosny o to co ich łączy jednak widząc jak się rozumieją nie miałem serca tego niszczyć. Uśmiechnąłem się pod nosem do machającego z kąta pokoju lokatego, dopiero po chwili zauważając jego zakrwawiony noc. Jako jedyny starający się być odpowiedzialnym ruszyłem do łazienki po apteczkę. Może kierowała mną przyjaźń, może niechęć do zakrwawionej wykładziny, tego nie wiem. W drodze usłyszałem płacz, cichy bardzo dziewczęcy płacz dochodzący zza frontowych drzwi. Otworzyłem je a przed drzwiami mknęła mi kobieca postać. W klatce piersiowej poczułem impuls mówiący mi, że to Marly, ale nie mogłem za nią iść. Nie mogłem tego sprawdzić. Nie mogłem się ruszyć w jej stronę. Nie i koniec. Wróciłem do mieszkania, a zza pleców wyskoczył mi lokaty.
- Masz ten plaster? - Zapytał uśmiechnięty. Mimo faktu, że nos musiał boleć nieznośnie ten jego popisowy pokaz śnieżnobiałych zębów nie zniknął z twarzy. A może to zwykły trwały uraz szczęki. Wyciągnąłem apteczkę i doprowadziłem twarz Styles'a do porządku. Ilość wypadków jakie spowodował wraz z Davidem, powoli szlifują mnie w roli pielęgniarza. Więc jeśli nie wyjdzie z muzyką.. to kto wie. Gdy ci dwaj znów zniknęli w głębi mieszkania spojrzałem na zegarek. Już trzynasta, przydałoby przygotować się do "upragnionej" randki w ciemno. W pokoju znalazłem ciemne jeansy, biały podkoszulek i szary sweter. Powinno pasować. Wróciłem do łazienki kładąc ciuchy na koszu. Odkręciłem ciepłą wodę i wszedłem pod prysznic. Ciepłe kropelki wody spływające wzdłuż ciała są naprawdę najprzyjemniejszym uczuciem jakiego doznać może samotny człowiek. No, nie licząc przygodowego seksu. Dokładnie umyty wytarłem się, założyłem wszystko co było przygotowane wraz z bielizną i pokropiłem się wodą kolońską. Jeśli dziewczyna będzie tak ładna jak zapowiadała rodzicielka, powinienem przynajmniej mieć udaną noc. Uśmiechnięty i gotowy porwałem z wieszaka czarną skórę i ruszyłem do samochodu. Przed budynkiem stało kilka fanek, jak codziennie w tych godzinach, więc nie chcąc tracić czasu ruszyłem tylnym wyjściem. Trisha mieszka dość daleko, dlatego spokojnie rozsiadłem się, włączyłem radio i powolnym tempem pojechałem w stronę rodzinnego domu. Drzwi otworzyła moja matka, przyszykowana jakby to ona miała być głównym obiektem dzisiejszego spotkania.
- Wiedziała, że mam przystojnego syna, ale, że aż tak! - Powiedziała na tyle głośno, żeby siedzące w salonie panie wszystko dokładnie usłyszały. Świetna reklama mamo. Uśmiechnąłem się sztucznie i pocałowałem mamę w czoło mijając w drodze do pokoju. Gdy zauważyłem kto stoi w drzwiach przetarłem oczy, po czym skierowałem je ku górze z pytaniem "dobrze się tam bawisz?". Przede mną stała ciemnowłosa dziewczyna, dość wysoka lekko opalona z chyba idealnym ciałem wyglądającym strasznie ponętnie w czarnej, krótkiej, przyległej sukience podkreślającej każdy jej atut. Był tylko jeden mały problem, to dokładnie ta sama dziewczyna którą zostawiłem rano samą sobie. Ciemnowłosa otworzyła oczy szerzej na mój widok, z pewnością nie z zachwytu, jednak po chwili uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic podając mi dłoń.
- Bianca. - Przedstawiła się, a raczej syknęła przez zaciśnięte zęby prawdopodobnie starając się mnie nie zabić.
- Zayn. - Odpowiedziałem po czym grając dalej, że widzimy się po raz pierwszy ruchem ręki naprowadziłem ją do jadalni. Cała obiado-kolacja przebiegła całkiem spokojnie, zaczęło się dziać dopiero gdy moja najukochańsza na całym świecie i jedyna w swoim rodzaju matka zaproponowała nocleg, który z resztą z wielkim entuzjazmem przyjęły. Ja nie byłem tak szczęśliwy, bo wypijając kilka kieliszków wódki (bez której bym tego nie przeżył) mój samodzielny powrót do mieszkania został przekreślony, mogłem więc wybrać się do swojej sypialni i czekać aż ciemnowłosa zabije mnie we śnie, albo zadzwonić do przyjaciela. Zdecydowanie korzystniejszą opcją była ta z numerem dwa. więc nie tracąc czasu wysłałem sms'a do jednego z kumpli. Początkowo byłem pewny, że to Nialler jednak gdy z czarnego samochodu wyłoniła się szczupła dziewczyna zrozumiałem swój błąd.
- Miałam Cię już więcej nie wyciągać z kłopotów, pamiętasz? - Powiedziała z wyrzutem otwierając przede mną drzwiczki jakbym sam nie był w stanie tego zrobić.
- Nikt Ci nie kazał przyjeżdżać. - Wycedziłem przez zęby wsuwając się na miejsce pasażera. Marly zaśmiała się melodyjnie przekręcając kluczyk w stacyjce.
- Owszem Zayn, Ty mi kazałeś pisząc tego durnego sms'a. - Zakończyła dialog. Przez kolejny kawałek drogi wpatrywałem się w jej profil. Prawie nic się nie zmieniła, mimo tego, że jej twarz lekko się zaokrągliła co dodawało jej jeszcze więcej uroku była wciąż taka sama, co z resztą nie jest dziwne po kilku tygodniach. Uśmiechnęła się lekko nie spuszczając oczu z drogi.
- Mógłbyś przestać?
- Speszona?
- Zirytowana.
- Kłamiesz.
- Igrasz z ogniem.
- Uroczo się czerwienisz.
- Uroczo wypadając Ci zęby.
- Skąd wiesz?
- Podejrzewam, może chcesz spróbować?
- Co taka nabuzowana?
- Co taki arogancki? - Syknęła, a ja nie wiedziałem co już odpowiedzieć. Sam nie wiem czy moją dociekliwością kierowała zazdrość czy zwykły narcyzm, dlatego wolałem zostawić to bez komentarza. Wlepiłem wzrok w szybę i przyglądałem się ciemnym ulicą. Już nie umiem z nią rozmawiać, nie tak jak dawniej, ale może to i lepiej? Wyrzuciła mnie pod mieszkaniem bez pożegnania, była zła. Bardzo zła, tylko nie wiem dlaczego. Może jak zwykle powiedziałem o jedno słowo za dużo, urażając jej dumę. Świetnie Zayn. Pociągnąłem za klamkę wchodząc od pustego mieszkania. Chłopcy pewnie są jeszcze na kolacji i bawią się w najlepsze beze mnie, jak to mieli ostatnio w zwyczaju. Gdy zrzuciłem z siebie skórę, mój telefon dwa razy zabrzęczał na znak o otrzymanej wiadomości. Pierwsza, ku mojemu zdziwieniu pochodziła od Marly z treścią "dobranoc Zain.". Niby nienawidzę tego jak ludzie piszą do mnie Zain, jednak gdy robi to ona, znaki nie mają większego znaczenia. Drugi sms pochodził od Trish, i był dość szokującym pytaniem. W końcu dwa słowa "Jesteś gejem?" potrafią człowieka trochę zaskoczyć. Nie odpisałem na żadną wiadomość. Nie rozumiem kobiet. Nie wiem o co chodzi. Jedyne co jest pewne to fakt, że cholernie chce mi się spać. Szkoda tylko, że łóżko jest puste. Ściągnąłem wszystko co zdatne było do ściągnięcia i w bokserkach ułożyłem się na zimnej pościeli. Przesunąłem się na bok wtulając się w jedną poduszkę jak dziecko. Gdy tylko zamknąłem oczy przed nimi ukazał mi się obraz. Uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczynę rozłożoną jeszcze kiedyś na tej poduszce. Jej kasztanowe włosy rozrzucone na wszystkie strony. Delikatne dłonie bawiące się moimi włosami, i śmiech. Cudowny strasznie porażający śmiech który nie dawał o sobie zapomnieć. Właśnie dlatego tak bardzo nie lubię spać sam. Nienawidzę siebie za to, że nie ma jej przy mnie, że nie słyszę głupich żartów ze stron chłopaków o "pani Malik" i o naszej przyszłości. Dobrze mi z nią było. Lepiej niż dobrze, ale oczywiście Zayn'ie Javadd'ie Rogan'ie Josh'u Malik'u musiałeś coś spierdolić. Musiałeś, tylko kiedy, jak i gdzie wie tylko i wyłącznie ta dziewczyna. Dziewczyna którą kocham. Tak, to jest miłość. Chujowe uczucie. Otworzyłem lekko zaszklone oczy, zapowiadające strumień łez ślepo wpatrując się w sufit.
- Gdzie jesteś Marly Stonem i dlaczego nie leżysz obok mnie? - Szepnąłem po czym znów zamknąłem oczy w odpowiedzi słysząc po raz kolejny ten melodyjny śmiech..

_
to opowiadanie będzie pisane właśnie w taki sposób. w każdym rozdziale jest opisany jeden dzień jednego z trzech głównych bohaterów. w kolejnym rozdziale Niall, liczę na opinię.

niedziela, 12 lutego 2012

Prolog III.

PROLOG III
"Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości."
 Paulo Coelho
Louis.
Obudził mnie smak ust najsłodszej istoty na świecie. Od razu po nim poczułem orzeźwiający zapach cytrynowych perfum. Należał do niej. Używała niezmiennie tego samego, jednak to właśnie tworzy go tak niesamowitym. Przysunąłem się nieco bliżej zatapiając nos w jej rudych włosach. Niechętnie otworzyłem oczy zauważając śnieżnobiały uśmiech leżącej obok mnie dziewczyny. Przechyliłem się w jej stronę całując po raz kolejny po czym objąłem ramieniem delikatnie do siebie przytulając. Jak co ranek Alison wtulona w mój tors, a ja spokojnie zaciągający się zapachem jej włosów mogłem nacieszyć się obecnością ukochanej. 
- Dobrze mi z tobą. - Mruknęła w moją koszulkę. Pogładziłem jej lekko pokręcone o tej porze dnia włosy uśmiechając się do siebie mimowolnie. Minęło już dziesięć miesięcy od kiedy oficjalnie się spotykamy a z każdym kolejnym dniem mam wrażenie, że zakochuję się w niej coraz mocniej. Dziewczyna powoli zaczęła się podnosi, ja jednak nie pozwoliłem jej na to przyciągając do siebie za gumkę od spodenek. Objąłem ją w pasie przytulając najmocniej jak potrafiłem, a ona w zamian zaśmiała się uroczo ukazując dołeczki. Idealne, jak każda inne część jej ciała. Przejechałem dłonią wzdłuż jej pleców od szyi po pośladki w odpowiedzi dostając tylko jęknięcie. Spojrzałem na nią a ta niechętnie skierowała na mnie wzrok. 
- Śpieszysz się? - Spytałem z nadzieją, że moje przeczucie jest jednak mylne. Niestety, Alison przytaknęła głową unosząc się na łokciach.
- Sesja. - Mruknęła. Uśmiechnęła się przepraszając o czym zeszła z łóżka. W drodze do łazienki sięgnęła po leżącą na nocnym stoliku gumkę ciasno związując nią włosy. Dużo bardziej wolę tę lekko rozczochraną dziewczyną budzącą się przy moim ramieniu, niż umalowaną modelkę którą była w pracy. Gdy drzwi od łazienki zamknęły się, zsunąłem się z łóżka gołymi stopami przejeżdżając po świeżo kupionej wykładzinie. Wyszedłem z pokoju nie zastając nikogo. Albo jeszcze śpią, albo Niall zaciągnął ich już na śniadanie. Szczerze miałem nadzieję, na to drugie, gdyż będę mógł spokojnie porozmawiać z rudowłosą, a jest o czym. Włączyłem czajnik drugą ręką wyciągając z szuflady błękitne pudełeczko. Otworzyłem je przyglądając się kupionemu ponad miesiąc temu pierścionkowi. Nie jest specjalnie niesamowity jednak z pomocą Harry'ego udało mi się wybrać chyba idealnie pasujący do naszego związku. Prosty, ale przyciągający uwagę. Stałem chwilę wpatrując się i zastanawiając nad tym co powie, gdy usłyszałem zagłuszony pisk. Odwróciłem wzrok zauważając wpatrzoną w pierścionek dziewczynę. Zebrałem się w sobie i nie tracąc czasu klęknąłem przed ukochaną. Teraz albo nigdy Tomlinson. 

wiem, że najkrótszy, ale właśnie tak nie inaczej zapowiada się część Louis'a Tomlinsona. 
czekam na komentarze ; )

sobota, 11 lutego 2012

Prolog II.

PROLOG II.
Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na moment, na moment tylko się ukaże po to tylko, by uczynić życie tym smutniejsze i okrutniejsze."Stanisław Dygat 
Niall.
Zarzuciłem nogi na oparcie fotela, gdy stanął nade mną zirytowany szatyn. 
- Na sufit je połóż. - Syknął, siadając obok mnie. Przybliżyłem się kładąc swoją głowę na jego ramieniu. Odwrócił wzrok wlepiając we mnie swoje uroczo brązowe tęczówki. Nigdy w życiu nie widziałem piękniejszego koloru. Przesunąłem dłonią po jego policzku próbując poprawić mu humor. 
- Coś się stało? - Spytałem, a on pokręcił przecząco głową, po czym przechylił się w moją stronę czule całując mnie w nos. Zawsze tak robił jak nie chciał się zwierzać i z dnia na dzień robi się to coraz bardziej irytujące. - Powiedz. - Poprosiłem, a on tylko wbił wzrok w ścianę. Gdy po raz kolejny otworzyłem usta spojrzał na mnie kręcąc zrezygnowany głową.
- Nie odpuścisz? 
- Jak dobrze mnie znasz. - Uśmiechnąłem się, a ten odwzajemnił to po chwili wracając do poprzedniego stanu. W końcu więc uległ i opowiedział mi o tym co tak bardzo go boli. O fakcie, że jego 16 letnia siostra jest w ciąży, a rodzice prawdopodobnie wyrzucą ją z domu, o tym, że jego stary przyjaciel popełnił samobójstwo zostawiając mu pożegnalny list i o wyrzutach sumienia, które go z tego powodu dręczą. Jeszcze kilka miesięcy temu wraz z Jasonem byli nierozłączni, ale, gdy w jego życie wprowadziłem się ja z chłopakami dla innych zabrakło czasu, dlatego Li wmawia sobie, że to właśnie z jego winy to wszystko się stało. Listu jak do tej pory nie otworzył bojąc się chyba, że jego spekulacje się potwierdzą. O śmierci dowiedział się dokładnie siedem dni temu od matki, i do tej pory nie zaśmiał się na tyle szczerze abym był zadowolony. Jasne, że nie chcę żeby zapominał o ważnej dla niego osobie, jednak widok smutnego Liam'a jest dobijający. Chłopak z tego co wiem, jak do tej pory nigdy nie miał szczęścia w życiu. Rodzice rozeszli się, gdy miał siedem lat i od tamtej pory nie widział ojca, a matka kilka miesięcy później wyszła za jakąś biznesową szychę, ustawiając się z pieniędzmi do końca życia. Rzuciła pracę, nie zajmowała się domem, co mogłoby świadczyć, że ma więcej czasu na dzieci? Błąd. Liam wraz z siostrą cały czas spędzali z babcią, która umarła dwa lata temu. To ona nauczyła go wszystkiego, wszystkiego co niezbędne. Opowiadał mi o tym jak strasznie cierpiał, gdy odeszła, i że to właśnie Jason był przy nim w tych trudnych chwilach trzymając go jak to nazwał "za szmaty, by się nie stoczył jeszcze bardziej". Życie jest trudne, ale Liam dobrze wie, że nie warto się poddawać.
- Pocałuj mnie. - Szepnął, a ja uśmiechnąłem się do niego lekko, po czym przysunąłem się lekko muskając jego usta. Gdy chłopak położył mi ręce na szyi do nosa dotarł mi zapach papierosów. Odsunąłem go od siebie, lekko mówiąc wystraszony.
- Palisz. - Warknąłem.
- Przepraszam..
- Palisz! - Krzyknąłem, a chłopak podskoczył z miejsca. Zaraz wyskoczy z tą głupią gadką jak bardzo jest to mu potrzebne, żeby odetchnąć czy coś w tym stylu. Pokręciłem głową i podniosłem się z kanapy wciąż obserwując chłopaka. 
- Rzucę. - Obiecał po raz kolejny, a ja parsknąłem śmiechem wychodząc z salonu. Właśnie zakładałem na siebie kurtkę, gdy Liam położył mi dłoń na ramieniu nakazując abym stanął w miejscu. - Gdzie idziesz?
- Nie będę spał z palaczem. - Rzuciłem na odchodne, po czym jedyne co było słychać to trzaśnięcie drzwiami i najwyżej mój przyśpieszony oddech. Nikt nie okłamuje Niall'a Horana. Nikt nie jest tego godzien. 


postanowiłam, że będą trzy, (aż trzy) prologi.
bo historia będzie opowiadać o trzech związkach.
jeśli to związkami można nazwać.

czwartek, 9 lutego 2012

Prolog.

PROLOG.
Zayn.
"Zmieniłeś się Zain." To ostatni sms na moim telefonie pochodzący od tej idealnej lecz mocno irytującej szatynki.  Może nie byliśmy sobie pisani, jednak fakt, że od dwóch tygodni nie odzywa się do mnie słowem jest lekko ujmując wkurzający. Zarzuciłem kaptur wychodząc ze studia. Machnąłem ręką Harry'emu oznajmiając aby jechali beze mnie po czym po raz kolejny wcisnąłem dłonie do kieszeni zastanawiając się nad sensem życia. Marly była przy mnie od kiedy pamiętam i na każdym kroku wspierała mnie jak tylko mogła. A co ważniejsze nigdy nie brakowało jej energii, aby latać za mną przez ostatni rok po klubach i zaciągać do domu. Aż do teraz. Jedna z pozoru niewinna impreza nie pozwoliła jej na to aby wciąż się ze mną przyjaźnić, a co dopiero wiązać. Mimo tego, że za każdym razem gdy byłem w stanie "nieważkości" mówiłem jak bardzo mi na niej zależy, w końcu przestała mi wierzyć. Czy żałuję? Oczywiście, że tak. Gdybym tylko wiedział co do mnie czuje, i, że nieświadomie sam odczuwam to samo z pewnością nie skończyło by się to tak. Od tamtego czasu każdy kolejny dzień bez jej uśmiechniętej buźki i lekko potarganych wiatrem włosów minutę po minucie traci kolor i jakikolwiek sens. Usiadłem na ławce zsuwając z głowy kaptur. Jak na jesień pogoda w Londynie jest zbyt ładna, przynajmniej dla mnie. Otoczony z każdej strony miłością nastolatków czułem się coraz gorzej. Spuściłem wzrok na czubek butów. Nie mam specjalnie ochoty oglądać całujących się par dobrze wiedząc, że straciłem jedyną dziewczynę na której do tej pory mi zależało. Nagle poczułem dłoń na ramieniu, a do uszu dotarł mi melodyjny głos. 
- Zayn? - Podniosłem głos zauważając szczupłą dziewczynę ze związanymi w koka kasztanowymi włosami. Uśmiechnąłem się od ucha stając na nogi i czule obejmując ją w pasie. Zaciągnąłem się otaczającym ją powietrzem wciąż wyczuwając w nim woń jej ulubionych perfum. Brakowało mi tego, brakowało jak cholera. - Co ty tu robisz?
- Mały spacer dla odświeżenia umysłu. A ty? - Zaśmiałem się mając nadzieję, że uwierzy. Ona jako jedna z niewielu dobrze wiedziała, że jedyne wypady z domu jakie uznawałem to włóczenie się po klubach. Tym razem było inaczej, chodź z pewnością podejrzewała, że coś jest nie tak nie spytała. I dobrze.
- Umówiłam się z kimś. - Szepnęła, a moje serce momentalnie przestało bić. Znalazła kogoś na moje miejsce. Niby to niemożliwe aby po tak krótkim odstępie czasu zakochać się w kimś innym, jednak to jedyne wyjście. Zarzuciłem kaptur po czym wsunąłem dłonie do jeansów. Nie może widzieć, że mi z tym źle. Nie jeśli ona jest szczęśliwa. Spojrzałem na zegarek i zrobiłem kilka kroków w tył.
- Śpieszę się, miło było cię zobaczyć. - Pożegnałem się, odwróciłem na pięcie i zniknąłem za bramą parku. Może zachowałem się dziwnie, i dziecinnie jednak nie mogę przebywać w jej otoczeniu. Skoro znalazła kogoś innego to nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia. Od dziś będę nowym Zayn'em. Zayn'em bez uczuć. Tylko oby mi wyszło. Włożyłem słuchawki w uszy zdając sobie sprawę jak daleka droga mnie czeka i włączyłem piosenkę Fort Minor ruszając do rytmu w stronę mieszkania. Drzwi otworzył Harry zajadając się jednym z leżących dziś rano na stole pączków. 
- Co tak późno? - Zapytał z pełną buzią. Rozpiąłem zamek kurtki wpatrując się w ścianę.
- Marly. - Jedno słowo wyjaśniało chyba wszystko. No może nie dla Harry'ego który po odwiedzinach u matki nie był specjalnie obeznany z tematem. 
- Marly Malik? - Zaśmiał się po czym oberwał morderczym wzrokiem od strojącego w salonie Louisa. 
- Marly Stonem. - Poprawiłem go szorstko wieszając kurtkę. 


to dopiero prolog. jeden z dwóch.
ma być drugi mają być komentarze, że chcecie.
do napisania.