piątek, 30 marca 2012

005.

"Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia nie jest miłością."
-Jan Twardowski
Niall. 
Liam olał szukanie przyjaciela. Zdenerwowany zachowaniem drugiego przekręcił kluczyk w drzwiach mieszkania po czym otwierając je mało nie wyrwał klamki. Mrucząc coś pod nosem rzucił się na kanapę chowając twarz w dłoniach. Otaczający nas "burdel" z pewnością nie pomagał odprężeniu. Podszedłem do okna otwierając je na oścież.
- Przydałoby się posprzątać. - Mruknąłem opierając się o parapet. Chłopak machnął ręką dając znak, że nie chce tego słuchać. - Sam tego nie zrobię. - Ciągnąłem czekając chyba na cud. Stanąłem nad nim wpatrując się w opuszczone powieki. - Liam! - Wrzasnąłem, a ten tylko otworzył oczy, po czym znów je zamknął całkowicie mnie olewając. - Chyba sobie jaja robisz. - Warknąłem zrzucając go na ziemię. W odpowiedzi syknął pod nosem coś w rodzaju "spierdalaj" po chwili jednak wstał i stanął przede mną. Taka bliskość najlepiej ukazywała różniące nas centymetry i fakt, że chłopak jest ode mnie lepiej zbudowany. Brązowe oczy zaczęły płonąć czystą złością skierowaną w moje niebieskie tęczówki mało ich nie topiąc [naprawdę, zrobiło się gorąco! uff.].
- Całkowicie chcesz mi popsuć humor? - Spytał. Nie ruszając się z miejsca wsunąłem dłonie do kieszeni  udając, że wcale mnie to nie rusza. W głębi jednak moje serce waliło jak oszalałe. Takie ataki złości zdarzały się coraz częściej.
- Nie Liam. - Powiedziałem powoli tracąc nad sobą panowanie. - Jestem jak na razie jedyną osobą która chce i próbuje ci pomóc więc może kurwa chociaż raz byś mi za to podziękował? Jakbyś do tej pory nie zauważył cały czas jestem przy tobie dbając abyś nie robił żadnych głupot sobie a co dopiero innym, ale teraz mam dość. Zachowujesz się jak niewychowany bachor, a ja nie jestem tu po to żeby to nadrabiać! Nie jestem pieprzoną zabawką na której możesz się wyżyć gdy tylko masz zły humor. Nie dam się więcej poniżać, mam dość tego szczeniackiego zachowania, wiesz? Od teraz radzisz sobie sam. - Rzuciłem mu prosto w twarz sam zdziwiony ilością odwagi której nabrałem by mu to wszystko wygarnąć. Złapałem za bluzę i wyszedłem z mieszkania czując na sobie zdziwiony wzrok. Jedyne co usłyszałam prócz trzaśnięcia drzwi było donośnym, lecz nieszczerym krzykiem "Nie potrzebuję cię!" którym nie specjalnie się przejąłem. Zawsze gdy ten cholerny szatyn miał problem wyrzucał mi coś podobnego. Nasunąłem na siebie bluzę wciskając dłonie w kieszenie przetartych jeansów. Gdy znalazłem się na chodniku zimne powietrze przesunęło się po moim odkrytym policzku powodując nieznaczne zaczerwienie doprawione jeszcze łzą wędrującą samotnie wzdłuż twarzy. "Nie zachowuj się jak baba Niall, może jesteś małym irlandzkim chłopcem z tlenionymi włosami jednak masz swoją godność której nie pozwolisz sobie odebrać pierwszemu lepszemu facetowi twoich marzeń." Zarzuciłem na głowę czując pojedyncze krople spadające z nieba. Nawet Londyn jest nie w humorze. Idąc wzdłuż ulicy minąłem kilka różnorodnych knajp i tylko jedna naprawdę przykuła mój wzrok. Nie było spowodowane to ilością naprawdę kuszących przecen, lecz siedzącą w kącie Ann przytulającą do piersi Louisa, tak tego samego Louisa Williama Tomlinsona który zrobił nas w.. no. Nawet się nie zastanawiając popchnąłem drzwi które poruszyły wiszące nad nimi dzwoneczki ściągając na mnie uwagę wszystkich siedzących w środku.
- Niall! - Wrzasnęła blondynka machając w moją stronę. Podszedłem do ich stolika czule całując ją w policzek po czym złapałem za koszulkę siedzącego na krześle chłopaka z zaczerwienionymi oczami.
- Musimy pogadać. - Mruknąłem, a on posłusznie wstał wychodząc ze mną z pomieszczenia. Przyjrzałem mu się. Podkrążone oczy doprawione teraz czerwonym kolorem, sine usta i roztrzepane włosy nie były do tej pory jego znakiem rozpoznawczym. Wręcz przeciwnie, nienaganny i dobrze poukładany chłopak zawsze sprawiał wrażenie idealnego. Nie mam pojęcia jak to wszystko mogło zmienić się tylko w jedną noc. Tylko ubiór się nie zmienił. Biały t-shirt połączony z kremowymi spodniami. Norma.
- Jak śmiałeś się z nią spotkać? - Spytałem głową wskazując na blond kruszynę popijającą właśnie wodę z cytryną.
- To przyjaciółka. - Szepnął Louis. - Jedyna która mi została, bo żadne z was nie raczy odebrać telefonu.
- Dziwisz się? Zniszczyłeś swoje marzenia, zniszczyłeś nasze marzenia, zniszczyłeś One Direction. Mieliśmy pogłaskać się po główce? Poza tym to nie zmienia tego, że Ann jest ostatnią osobą do której miałeś prawo się odezwać! Ta dziewczyna mimo tego, że nie wygląda wciąż cholernie cierpi więc najlepszą rzeczą jaką mogłeś zrobić to się od niej po prostu odpierdolić.
- Minęło tyle czasu..
- I co z tego? Wiesz dlaczego wciąż jest dla ciebie taka miła? Bo nie obwinia cię o to, że się rozstaliście. Wciąż uważa cię za przyjaciela, wciąż chce się mieć przy sobie bo całą winę zrzuciła na siebie. Uważasz, że to w porządku? Ta mała niewinna istota codziennie coraz bardziej nienawidzi siebie za to, że pozwoliła ci odejść. A przecież to wcale nie było tak, mam rację? Znalazłeś sobie inną i ona przestała się liczyć, a ją okłamałeś, że się zmieniła..- Spytałem, a on spuścił wzrok na czubek butów nie odzywając się nawet słowem. - Może to i lepiej, że dałeś sobie z nami spokój. Może chociaż ona przestanie o tobie myśleć, poza tym żaden z nas nie mógł już patrzeć jak się oddalasz..
- Nie oddalam!
- Gówno prawda Louis. Powoli zapominałeś nawet o próbach na które wcześniej tak chętnie wspólnie biegaliśmy. Od kiedy znalazłeś sobie narzeczoną nie miałeś już czasu na nic związanego z nami. To nie powinno tak wyglądać. Obiecywaliśmy sobie, że nigdy nic nas nie rozłączy, że zawsze będziemy grać razem bo takie jest nasze przeznaczenie, a ty z dnia na dzień stwierdziłeś, że nie możesz. Wcześniej każdy z nas był tylko zszokowany, ale wiesz co teraz Lou? Teraz czujemy do ciebie czystą nienawiść. Już nie jesteś sobą, nie jesteś naszym Tommo którego tak bardzo kochaliśmy. Jesteś chłopakiem którego wcale nie znamy. - Powiedziałem przypatrując się jak spływają mu po policzku słone łzy. Zasłużył na prawdę, przynajmniej tak mi się wydaje. Nagle od tłu objęły mnie ciepłe dłonie przysuwając najbliżej jak się da.
- Znaleźli go! - Pisnęła Ann mało nie wgryzając mi się w łopatki w które ledwo sięgała. Odwróciłem się uśmiechnięty lekko unosząc ją w powietrzu.
- Kogo? - Spytał zdezorientowany Lou trzymający dłonie w kieszeniach.
- To już nie twoja sprawa. Wydaje mi się, że powinieneś już iść. - Powiedziałem szorstko, a ten posłusznie skierował się w stronę samochodu bez pożegnania.
- Coś się stało? - Blondynka podniosła wzrok zatrzymując się na moich tęczówkach.
- Nic Ann, nic.
- Muszę iść do Kath, mam nadzieję, że się nie obrazisz. No chyba, że chcesz iść ze mną.. - Powiedziała trzepocąc rzęsami. Gdy pokręciłem przecząco głową wystawiła mi język i pobiegła wzdłuż chodnika. Ja powoli ruszyłem w drugą stronę spacerując do czasu gdy zrobiło się trochę ciemniej, wtedy skierowałem się w stronę parku. Usiadłem na ławce wyciągając telefon na którego wyświetlaczu widniało kilka nieodebranych wiadomości. Zdziwiony, że nie poczułem ich nadejścia przypomniałem sobie, że od dawna miałem oddać go do naprawy. Odczytałem dwie z nich, dostarczone mi dwie godziny temu:
Nadawca: Daddy Direction godz. 15:20
"Niall, dobrze wiem, że popełniłem błąd. Nie ma cię już od pięciu godzin. 
Jeśli nie odezwiesz się, zaczynam Cię szukać."
Nadawca: Little Ann godz. 15:34 
" Cholera jasna, jeśli nie chciałeś iść ze mną bo planowałeś taką głupotę trzeba było to jeszcze raz przemyśleć. Liam dostaje nerwicy i chodzi w kółko martwiąc się o ciebie, o mnie już nie wspomnę. Harry wrócił właśnie do mieszkania i też nie jest zadowolony. Proszę odezwij się." 
W sercu poczułem nieznaczne ukłucie. Nie chciałem żeby Liam cierpiał. No może chciałem, ale byłem pewien, że zostawi to dla siebie nie wkręcając w to Ann ani co więcej cierpiącego Hazzy. Nagle zauważyłem kolejną wiadomość sprzed kilku minut. 
Nadawca: Little Ann godz. 17:45
"Wiem, że nie zrobiłeś sobie nic złego. Mam nadzieję, że chciałeś tylko odpocząć i dać sobie chwilę na namysł. Jeśli mam rację to mamy przechlapane. Liam właśnie zabrał rzeczy i pojechał szukać cię po Londynie. Proszę odezwij się do niego, bo nie jestem pewna czy w takim stanie powinien prowadzić. Dobrze wiem jak czasem potrafi grać na nerwach, ale to twój przyjaciel i zależy mu na tobie więc 
ogarnij się blondynie i zadzwoń do niego!" 
Nie chcąc by ten kretyn naprawdę doprowadził do czegoś niebezpiecznego wysłałem mu w sms'ie miejsce w którym się znajduję z zapowiedzią, że na niego czekam. Gdy odłożyłem komórkę do kieszeni poczułem jak kolejna seria Londyńskiego deszczu niszczy moją fryzurę. Skuliłem się więc w jednym miejscu starając się minąć jak najwięcej z nich. Nagle poczułem czyjąś dłoń układającą się na moim ramieniu. Podniosłem wzrok zauważając wlepione we mnie brązowe tęczówki. Szybki jest.
- Przepraszam. - Mruknął lekko ochrypłym głosem. - Naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak palant. W sumie zawsze się tak zachowuje, ale to tylko dlatego, że nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Ze złości na samego siebie próbuję wyżyć się najczęściej na tobie. Jednak teraz gdy zostawiłeś mnie na tak długo miałem wrażenie, że jestem całkiem sam, że nikt mnie już tutaj nie potrzebuje...
- Liam..
- Nie przerywaj mi. - Powiedział stanowczo. Złapał mnie za rękę i podniósł stawiając na wprost siebie. - Dobrze wiem, że nie jestem idealny. Dobrze wiem, że na ciebie nie zasługuję. Dobrze wiem, że nie masz już do mnie cierpliwości, ale potrzebuję cię. Po prostu cię potrzebuje. Bardziej niż wszystkiego na świecie, dlatego proszę... - Ciągnął przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku. - Nie zostawiaj mnie więcej na tak długo bo tracę zmysły. Gdy stałem sam w pokoju wpatrując się w drzwi za którymi zniknąłeś zdałem sobie sprawę, że zabrałeś też kawałek mnie. Kawałek bez którego nie można żyć. Rozumiesz? Jesteś dla mnie wszystkim.. - Oparł swoje czoło, a ja dokładnie mogłem przyjrzeć się teraz jego brązowym tęczówką. Były strasznie smutne. Smutne przeze mnie. Przysunąłem się czule go całując na znak, że wszystko jest w porządku gdy za plecami usłyszałem czyjś krzyk.
- NIAM ISTNIEJE NAPRAWDĘ! - Dziewczęcy głos wrzasnął na tyle głośno by cała okolica usłyszała co nas łączy. Świetnie, mamy przejebane. 

__
Pięć, pięć, pięć. No, no, no!
Co wy na to szkraby? ;*
Starałam się, serio.

środa, 14 marca 2012

004.

"Są noce, gdy przyszłość traci wszelką wagę, a spośród wszystkich jej chwil pozostaje tylko ta, w której postanowimy skończyć z sobą." - Emil Cioran
Zayn.

- Zayn, kurwa. - Warknął mi do ucha David przy okazji zdzierając ze mnie kołdrę. Wzdrygnąłem się czując zimny powiew wiatru przeszywający mój odkryty tors.
- Czego chcesz? - Spytałem ochrypłym głosem ze zmrużonymi oczami próbującymi uciec przed poranną falą słońca.
- Harry zniknął. - Powiedział. - Ubieraj się. - Dodał po czym zniknął z mojego pola widzenia. Jeszcze chwilę wpatrując się w sufit analizowałem to co powiedział. Najmłodszy członek naszego zespołu i jeden z piątki moich najlepszych przyjaciół prawdopodobnie rozpłynął się w powietrzu. Podniosłem się wciągając spodnie, po czym narzuciłem na siebie czarny top i nie tracąc więcej czasu wybiegłem z pokoju zastając chyba wszystkich, wraz z dziewczynami.. wszystkimi. No w sumie prawie wszystkich, David właśnie wybiegał sam a Louis'a najzwyczajniej w świecie nie ma.
- Gdzie Lou? - Spytałem zapinając pasek. Niall wlepił wzrok w podłogę jakby nie chciał o czymś ze mną rozmawiać,a Liam podniósł się z miejsca i z zaczerwienieniami na policzkach ruszył do drzwi. Gdy był już przy nich stanął dłoń kładąc na klamce.
- Louis'a już nie ma. - Powiedział szorstko i zniknął z hukiem.
- Idę z nim. Podzielcie się. Musimy go znaleźć póki nie zrobi sobie czegoś głupiego. - Nakazał Niall biegnąc za rozwścieczonym przyjacielem. Spojrzałem na stojące przede mną dziewczyny czekając, aż same uzgodnią w jakich parach idziemy.
- Pójdę z Kath. - Odezwała się Ann wpatrując się w Marly która kiwnęła jej głową jakby za to dziękowała. Blondynka złapała pod rękę siostrę Liam'a i zostawiły nas.
- Moim samochodem? - Spytała wsuwając dłonie do kieszeni zielonego płaszcza.
- Mój jest bezpieczniejszy. - Powiedziałem zawiązując sznurówki. Dziewczyna pokręciła nosem wychodząc przede mną. - Gdzie zaczniemy? - Mruknąłem zamykając drzwi na klucz.
- Musimy pogadać.
- Mamy o czym? Odeszłaś.
- Musisz wiedzieć dlaczego.
- Nie muszę Marly. Jeśli masz kogoś po prostu zostaw to dla siebie, nie mam zamiaru znów przez ciebie cierpieć.
- Myślisz, że kogoś sobie znalazłam?
- Nie widzę innego powodu dla którego mogłabyś zostawić mnie bez ostrzeżenia.
- Świetnie. Powiedziałabym ci Zayn jeśli zakochałabym się w kimś innym.
- Nie powiedziałaś mi nawet, że kochasz mnie, a co dopiero kogoś innego.
- Ty mi to niby powiedziałeś?
- Tak, po naszej wspólnej nocy. Nie wiem czy pamiętasz, ale od razu po tym wyznaniu zniknęłaś za drzwiami mojej sypialni zostawiając mnie na kolejne dwa tygodnie bez jakichkolwiek wieści.
- Zayn to nie tak..
- Nie wiem jak to było Marly i już nie specjalnie mnie to interesuje.
- Nic nie rozumiesz!
- Dokładnie i jestem niedojrzałym chłopcem. Każda mi to mówi, ale wiesz co? Żyje. I jak na razie nie narzekam. Więc lepiej ruszmy się szukać Hazzy zamiast rozmyślać nad tym co stało się miesiąc temu.  - Skończyłem rozmowę i wsiadłem do samochodu. Dziewczyna zrobiła to samo wlepiając wzrok w widoki za szybom. Może i przesadziłem, ale taka jest prawda. Niby zawsze wychodzi na to, że wszystko dzieje się z mojego powodu, lecz gdy jednak jest inaczej to oczywiście i tak zgoni się na Zayn'a. Zayn'a Naiwnego Malika. Włączyłem radio z którego na szczęście nie wypłynęła żadna z naszych piosenek. Marly wciąż siedziała w bezruchu ślepo wpatrując się w szybę. Trochę niepokojące zachowanie, jednak zważając na to co powiedziałem u dziewczyn całkiem normalne. Nie będę jej planem B. Z tamtym facetem nie wyszło to wraca z podkulonym ogonem do mnie tak? Jeszcze tego brakowało.
- Stój! - Krzyknęła nagle, a ja mimowolnie nacisnąłem hamulec mało nie lądując na kierownicy. Dziewczyna wybiegła z samochodu ruszając w stronę żeliwnego mostu na którego barierce stał wysoki chłopak W słońcu odbijały się tylko ciemne loki porozrzucane na wszystkie strony przez dość silny wiatr. Stanęliśmy pod nim wpatrując się z dołu w zaczerwienione policzki.
- On się nie zmieni. - Powiedział wciąż ślepo wpatrując się w rzekę.
- Harry zejdź, pogadamy. - Poprosiła szatynka odgarniając swoje głowy z twarzy.
- Nie ma o czym, to już nie mój Louis. - Warknął przez zaciśnięte zęby robiąc krok w przód.
- Harry.. - Ciągnęła łamiącym się głosem dziewczyna. Chłopak odwrócił się nagle patrząc na nią z góry.
- Straciliśmy go rozumiesz? To nie jest on Marly! On by nas nie zostawił! - Krzyczał lustrując wzrokiem przerażoną dziewczynę. Lecz nie tylko ona się bała. Stał tam drżąc ze strachu przed skokiem, jednak był na tyle zdeterminowany żeby to zrobić. A tego właśnie bałem się ja.
- Louis.. - Zacząłem a chłopak skierował morderczy wzrok na mnie.
- Louis kurwa Louis! Potrzebuję go rozumiesz?! Cholernie go potrzebuję, dużo bardziej niż ona! Ale on ma mnie gdzieś, mimo tego co razem przeżyliśmy on od tak ma mnie gdzieś! Zapomniał... Zapomniał, że jestem jego przyjacielem! A ja nie mogę. Nie mogę o nim zapomnieć po go potrzebuję! Tylko gdzie się podział? No gdzie kurwa jest kochany Louis gdy jego przyjaciel go woła?! Nie ma go, już od dawna go przy mnie nie ma. A mnie to boli. Bo wiesz co? Był dla mnie najważniejszy.. Wykrzyczał prawie zapominając o oddychaniu przy okazji machając rękami w każdą stronę mało nie spadając do rzeki. Nawet w takim wieku zachowuje się jak dziecko. Zamiast porozmawiać zrzuca winę na drugą osobę nie pozwalając jej na wyjaśnienia. Marly schowała twarz w dłoniach roniąc kilka słonych łez. Ja w tym czasie spojrzałem na rozwścieczonego Harry'ego który zaczął właśnie obracać się w stronę rzeki.
- A co ze mną!? - Usłyszałem zza pleców dobrze znany mi głos. Równo z lokatym odwróciłem głowę zauważając idącego w naszą stronę Davida. Z pewnością nie wyglądał na zadowolonego. - Na mnie ci już nie zależy? - Spytał stając pod Harrym bacznie mu się przyglądał. - Może dla ciebie znaczę mniej niż Louis, ale to właśnie Ty jesteś dla mnie wszystkim. Więc może skoczmy razem skoro tylko to jest dobrym wyjściem?
- Nie mów tak.. -  Syknął Lokaty.
- Czemu? - Powiedział wspinając się na miejsce obok niego. - Już cię to nie bawi?
- Przestań! - Krzyknął łapiąc go za rękę.
- Widzisz? To nie jest takie łatwe gdy bliska osoba chce ze sobą skończyć co? Więc dlaczego do cholery jasnej jesteś tak pierdolonym egoistom, że chciałeś mnie zostawić? - Spytał wpatrując się w niego. Harry w tym czasie złapał go za podbródek przyciągając jego usta do swoich. Na widok tej sceny odwróciłem się przy okazji zakrywając oczy. Byłem ich przyjacielem, mieszkałem z nimi pod jednym dachem, a ci nawet mi o tym nie powiedzieli. Owszem, można by było się domyślić widząc ich zachowanie jednak chyba nigdy nie byłbym na to przygotowany. Nagle poczułem czyjąś dłoń ciągnącą mnie w stronę samochodu.
- Nie przeszkadzajmy. - Szepnęła Marly. Posłusznie wsiadłem na miejsce kierowcy.
- I co, wychodzi na to, że Louis nie umie słuchać. - Powiedziałem zapinając pas.
- Nie tylko on. - Syknęła z wyrzutem dziewczyna ponownie wlepiając wzrok w szybę.
- Sugerujesz coś?
- Nie, skąd. Jeszcze tego brakowało.
- Kiedy niby cię nie słuchałem.
- Pomyślmy.. chociażby jak tutaj jechaliśmy.
- Bo to nie jest temat który chcę poruszać.
- Głupoty gadasz i tyle. Jesteś pierdolonym cykorem, który nie chce znać prawdy.
- Znam prawdę.
- Znasz swoje wymysły, które nie mają żadnego związku z prawdą.
- Więc niby jak było?
- Nie ważne, porozmawiamy o tym jak dorośniesz. Teraz odwieź mnie do domu. - Powiedziała kończąc rozmowę, po czym ruszyliśmy w dobrze znaną mi okolicę. Centrum przepełnione jak na tak wczesną porę i zero wolnych miejsc parkingowych. - Zatrzymaj się..
- Nie mogę.
- Zwolnij chociaż to wyjdę.
- Jeszcze tego brakowało. - Zaśmiałem się skręcając w pobliską kamienicę ulicę dalej. - Tu będzie dużo bezpieczniej. - Uśmiechnąłem się, a ona tylko spiorunowała mnie wzrokiem po czym trzasnęła drzwiczkami. Znów zostałem sam. Tracisz formę Zayn. W drodze do mieszkania wybrałem numer Louisa z nadzieją, że chociaż teraz odbierze. Nie mógł przecież rozpłynąć się w powietrzu z dnia na dzień zostawiając cały zespół. Lokaty musiał sobie coś ubzdurać, a ja musiałem to sobie wszystko wyjaśnić. Niestety, ku mojemu niezadowoleniu jedyne co usłyszałem to wkurzający dźwięk sekretarki sugerujący, że mój kochany przyjaciel po prostu wyłączył telefon mając mnie szczerze w dupie. Rzuciłem telefon na siedzenie pasażera i skręciłem pod nasze mieszkanie parkując w podziemiach. Cały dzień stracony na poszukiwania. Wszedłem do mieszkania zastając Ann wpatrującą się we mnie morderczym wzrokiem. Co ja tym wszystkim ludziom zrobiłem?
- Cześć. - Powiedziałem ściągając z siebie buty.
- Zachowałeś się jak kretyn. - Wycedziła przez zęby kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Dzwoniła?
- Oczywiście, że tak. Jesteśmy przyjaciółkami, a ty pierdolonym idiotom.
- Jasne, wszystko moja wina..
- A co, może jej?
- Tak! Jakby do cholery jasnej nikt nie zauważył to właśnie ja siedziałem sam w kącie wypłakując kurwa to, że mnie zostawiła bez słowa! Dlaczego z tym nikt się nie liczy?! Mam dość tego, że wszystko co mówię używacie przeciw mnie. Może jestem bez uczuć jednak nie pozwolę sobą pomiatać. - Wrzasnąłem ruszając w stronę łazienki w której się zamknąłem z nadzieją, że gdy tylko otworzę drzwi z powrotem dziewczyna rozpłynie się w powietrzu lub po prostu wróci do swojego mieszkania dając mi święty spokój.

__
wiem, wiem trochę do dupy.
kolejny niedługo. (Niall)

wtorek, 6 marca 2012

003.

"Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli."— Halina Poświatowska
Louis.
- Nie podoba mi się to. - Mruknęła półnaga dziewczyna wprost do mojego ucha. Jedną ręką próbowała właśnie dobrać się do moich bokserek drugą zaś odpinała ostatnie guziki jeansowej koszuli. Niechętnie odsunąłem ją od siebie siadając na krawędzi łóżka. Alison nie dała za wygraną wtulając się w moje plecy ustami muskając moją szyję. - Nie możesz mnie zostawić. - Dodała zsuwając z moich ramion koszulę która gdy tylko znów stanąłem na nogach wylądowała na swoim miejscu.
- To nasza szansa. Nie pozwolę im tego zmarnować. - Wytłumaczyłem jej wbijając wzrok w widoki za oknem. Poranne Londyńskie słońce dawało z siebie wszystko rozświetlając resztki nocnego mroku. Mimo faktu, że nigdy specjalnie nie przepadałem za tak wczesnym wstawaniem, dla tak cudownego wzroku warto się poświęcić.
- Dopiero się zaręczyliśmy.. - Usłyszałem z drugiego końca pokoju. Odwróciłem głowę zauważając jak dziewczyna wciąga na siebie ciemne dżinsy. - Chcesz to zniszczyć? - Powiedziała wprawiając mnie w osłupienie. Nigdy nie myślałem, że będę musiał decydować między miłością mojego życia a spełniającym się marzeniem.
- Naprawdę myślisz, że chcę zniszczyć to co między nami jest? - Spytałem z niedowierzaniem opierając się plecami o ścianę i bacznie przyglądając się jej idealnemu ciału. Dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę kręcąc przecząco głową. Mój wzrok jednak zgarnęła pojedyncza łza spływająca wzdłuż jej bladego policzka. Przestraszony, że zrobiłem coś nie tak podszedłem obejmując ją w tali, tak by spokojnie mogła wtulić się w mój tors. Zaciągnąłem się mocniej powietrzem czując przyjemny zapach jabłkowego szamponu podkradanego współlokatorowi. Przejechałem wzdłuż jej włosów odgarniając kilka by spokojnie móc przyjrzeć się jej idealnym rysom twarzy. Jedyne co tu nie pasowało to czerwone obramowania załzawionych oczu.
- Kochasz mnie Louis? - Szepnęła niepewnie przytulając się do mnie nieco mocniej, przy okazji wbijając mi pomalowane paznokcie w plecy. - Proszę powiedz, że wciąż mnie kochasz.
- Oczywiście, że tak. - Zapewniłem ją składając czuły pocałunek na czole. - I nigdy nie przestanę.
- A możesz obiecać, że niezależnie od tego co wypłynie teraz z moich ust, wciąż będziesz mnie kochał? - Spytała podnosząc wzrok na moje zielone tęczówki. Przytaknąłem tylko, a ona spokojnie pociągnęła mnie w stronę kanapy. Gdy opowiadała mi o wszystkim jej głos drżał od niepewności przemieszanej z przerażeniem wprawiając mnie w większe osłupienie niż sam wypowiadany teks. Przytuliłem ją do siebie zapewniając, że zawsze będę przy niej po czym zostałem sam wsuwając się głębiej w fotel, gdy ona ruszyła do pracy. Oparłem łokcie na kolanach wlepiając wzrok w podłogę. Nic nie gra. Nic nie jest tak jak powinno. Wszystko pierdoli się niczym jebane domino. Próbując o tym nie myśleć podniosłem się z miejsca ruszając do dobrze znanego mi pokoju. Uchyliłem lekko drzwi zauważając nagiego chłopaka leżącego na brzuchu pośród rozrzuconej pościeli. "Niechluj." Uśmiechnąłem się do siebie wchodząc do środka. Jako, że nie przyszedłem by obserwować jego pośladki otwartą dłonią uderzyłem go w jeden z nich powodując krzyk i kilka niekulturalnych słów skierowanych w moją stronę. Zaśmiałem się w odpowiedzi i usiadłem obok niego.
- Czego chcesz? - Warknął ochrypłym głosem obracając się na plecy przy okazji ukazując się w całej swojej okazałości.
- Musimy pogadać.
- Teraz zachciało ci się ze mną gadać?
- Zawsze z tobą gadam.
- Kiedy ostatnio? - Spytał a ja zamilkłem na chwilę próbując sobie przypomnieć. To niesamowite, jak szybko czas płynie w towarzystwie Alison i jak szybko Harry zniknął z mojego pola widzenia na tyle, abym nie zamienił z nim nawet kilku słów. - No właśnie, przychodzisz tylko gdy masz problem. - Powiedział po dość długiej ciszy.
- Jeśli nie chcesz nie musimy rozmawiać.
- Ja nie chcę?! Louis, latam do ciebie codziennie, a Alison po prostu mnie spławia. Mam dość upominania się o naszą przyjaźń!
- Wciąż jesteśmy przyjaciółmi.
- Gówno prawda. - Warknął podnosząc się z łóżka i ruszając w kierunku szafy.
- Nie chcesz się przyjaźnić, tak?
- Nazywasz to przyjaźnią? Lou, nie utrzymujemy ze sobą kontaktu mimo tego, że mieszkamy razem.
- Jestem zakochany, powinieneś to uszanować.
- Szanuję, dlatego staram się nie wpadać w twoje życie z moimi problemami.
- To idiotyczne. Jeśli tylko chcesz porozmawiać zawsze..
- Nie kłam. Nigdy cię dla mnie nie ma. Od jakiegoś czasu liczy się tylko i wyłącznie Alison.
- To moja narzeczona.
- Wiem, wiem też o wszystkim co między wami się stało. A ty co wiesz o moim życiu przyjacielu? Zmieniło się u mnie dość dużo, o czym wiesz? - Spytał stając nade mną z zaczerwienionymi od złości policzkami. Nie widziałem go nigdy w takim stanie. No może raz jak pokłócił się z Zayn'em, jednak w stosunku do mnie nigdy się tak nie zachowywał. Podniosłem się z miejsca wpatrując się w jego zielone tęczówki. Miał racje. Zmienił się. Cholernie się zmienił a ja nawet nie zauważyłem kiedy. I chyba to bolało najbardziej. Odsunąłem się ruszając w kierunku drzwi gdy chłopak złapał mnie za ramię przyciągając z powrotem na miejsce.
- Odechciało ci się rozmów? - Spytał nieprzyjemnym tonem krzyżując dłonie.
- Naprawdę chcesz teraz gadać?
- Nigdy nie jest za późno.
- Nie jadę w trasę. - Powiedziałem spuszczając wzrok na panele podłogowe. Czułem jak Harry wbija we mnie swoje niedowierzające spojrzenie czekając, aż powiem, że żartuje jednak tak się nie stało.
- Że coś ty kurwa powiedział? - Spytał przerywając ciszę.
- Nie jadę z wami w trasę.
- Louis! Cholera jasna to nasza szansa chcesz to zniszczyć tak?
- O niczym innym nie marzę. - Syknąłem kręcąc głową. - Nie chcę nic niszczyć. Musiałem wybrać między ważnym a ważniejszym.
- I tym ważniejszym okazała się niech zgadnę Alison?
- Można tak powiedzieć.
- Louis.. - Usiadł z powrotem na łóżko łapiąc głowę w dłonie. - Nie możesz zaprzepaścić tego na co pracowaliśmy przez cały ten rok.
- Pojedziecie beze mnie. Nic się nie stanie.
- Nic się nie stanie?! Człowieku, bez ciebie zespół przestanie istnieć.
- Zayn, Liam, Ty i Niall. Wasza czwórka da sobie radę.
- Czwórka. No właśnie Louis czwórka, a o ile się nie mylę One Direction składa się z pięciu osób.
- Znajdziecie kogoś na moje miejsce.
- Wyjdź. - Rozkazał pokazując dłonią drzwi. - Wyjdź! - Warknął gdy nie ruszyłem się z miejsca. Nie chcąc go jednak denerwować jeszcze bardziej po prostu zamknąłem za sobą drzwi. Założyłem buty i wcisnąłem dłonie do kieszeni spodni. Może któryś z reszty okaże się bardziej dojrzały niż lokaty. W końcu to jeszcze dziecko które nie rozumie tego, że mam własne życie które nie kręci się w okół zespołu. Kilka kroków dalej zatrzymałem się pod kolejnymi drzwiami. Dwa stanowcze puknięcia wywołały jego właściciela witającego mnie szczerym uśmiechem.
- Louis! Nie spodziewałem się ciebie o tej porze. Liam jeszcze śpi. - Powiedział wpuszczając mnie do środka. Zaspane oczy i porozrzucane blond włosy świadczyły o tym, że dopiero wstał.
- Muszę ci coś powiedzieć. I mam nadzieję, że przekażesz to ode mnie reszcie. Mogę na ciebie liczyć? - Spytałem siadając na kuchennym krześle. Niall spojrzał na mnie prawdopodobnie nic nie rozumiejąc po czym skinął głową zgadzając się. -  Nie myśl, że to co teraz powiem było łatwą decyzją, ale niestety muszę pożegnać się z zespołem. To nastąpiło tak szybko i gdyby nie trasa z pewnością wciąż grałbym z wami, jednak pół roku to zbyt długo żebym mógł od tak wszystko zostawić. Dużo rzeczy dziś się zmieniło i nie mam innego wyboru niż pożegnać się z jednymi marzeniami na rzecz drugich. - Powiedziałem, a raczej szepnąłem wpatrując się w blat po którym teraz zacząłem robić nerwowe kółka palcem. Bałem się reakcji blondyna, tak samo jak obawiałem się słów najlepszego przyjaciela.
- Lepiej żeby cię tu nie było gdy Liam wstanie. - Powiedział surowym tonem Niall po czym zniknął za drzwiami sypialni. Wiedząc, że rozmowa, a raczej mój monolog się już skończył podniosłem się z miejsca wracając do swojego pokoju. Harry gdzieś zniknął. Prawdopodobnie żali się teraz Davidowi jakim to złym przyjacielem się okazałem i jak wielki błąd popełnił ufając mi. Mówi się trudno. Złapałem za stojącą w szafie walizkę i zacząłem wrzucać do niej wszystkie należące do mnie rzeczy, gdy spakowałem je zrobiłem dokładnie to samo z ubraniami mojej narzeczonej po czym wpakowałem bagaże do samochodu. Wsiadłem na miejsce kierowcy i spokojnie odpaliłem silnik ruszając do rodzinnego domu. Potrzebowałem pomocy rodzicielki. Skoro musiałem zmienić się z roli dziecka na rolę ojca, powinienem z nią o tym porozmawiać. W końcu ona wie wszystko lepiej niż ja. Po niespełna trzech godzinach podróży stanąłem pod niedużym domem, bez jakiegokolwiek ogrodzenia. Wysiadłem wchodząc do środka. Ruszyłem w kierunku kuchni zastając krzątającą się po niej matkę.
- Tęskniłem. - Szepnąłem opierając się ramieniem o futrynę. Na dźwięk mojego głosu mama mało nie dostała zawału, po chwili dopiero odwróciła się rzucając mi się na szyję.
- Louis! - Krzyknęła całując mnie w policzek i mało nie wylewając z siebie strumienia łez. - Co cię sprowadza? - Spytała wycierając tylko jedną słoną kroplę spływającą wzdłuż jej bladego policzka.
- Potrzebuje pomocy. - Uśmiechnąłem się niedbale po czym wskazałem dłonią na walizki. Mama tylko zaśmiała się po czym zaoferowała mój stary pokój obiecując, że Lottie, ani reszta nie będą nam przeszkadzać. Ruszyłem na górę zabierając ze sobą bagaże. Położyłem się na dobrze znane mi łóżko i wyciągnąłem z kieszeni telefon wibrujący mi od wyjazdu z Londynu. Tylko 30 połączeń nieodebranych i 21 sms od chłopaków z którymi mimo faktu, że chciałem nie mogłem porozmawiać. Wybrałem numer do Alison tłumacząc wszystko i oferując przyjazd po nią na sesję. Odpisała jednak krótko i zwięźle "Śpię u Sophie." wprowadzając mnie w osłupienie. Pokłóciłem się z przyjaciółmi, wyprowadziłem z mieszkania, a noc spędzę sam. "Świetnie Louis'ie Tomlinson'ie. Ten dzień należy do chyba najlepszych w twoim życiu." Pomyślałem przykrywając się kołdrą. Mimo wciąż nie najpóźniejszej pory jedyne o czym myślałem to sen. Sen który na chwilę pozwoli mi oderwać się od tej pojebanej rzeczywistości której z minuty na minute mam coraz bardziej dość.

_
Louis.
kolejny w kolejce Zayn.
komentarze spadają.
chęci również.